-Ładnie śpiewasz - powiedziałem i odruchowo dotknąłem Daru Hamiatesa, wiszącego na mojej szyi. Wilczyca musiała zauważyć ten ruch, bo powędrowała wzrokiem w jego kierunku.
-Co to? - spytała, wyraźnie zainteresowana.
-Nic - mruknąłem i odwróciłem się. Ruszyłem truchtem przez las, a Harytia ruszyła pędem za mną.
-Hej, zaczekaj, nie musisz się obrażać! - krzyknęła do mnie. Po kilku sekundach zrównała się ze mną i zwolniła. Kamień obijał się o moją pierś, a samica nie spuszczała z niego wzroku. Mi zaś przypomniała się moja ucieczka przed pościgiem. Uświadomiłem sobie, że nie mogło to być dalej niż trzy dni temu. Wspomnienia były takie żywe, a świeże poczucie winy paliło żywym ogniem...
-To... Skąd jesteś? - przerwała w końcu ciszę.
-Z watahy Sounisa - mruknąłem niechętnie.
-A gdzie to?
-Daleko stąd.
-Jak znalazłeś się tak blisko naszych terenów?
-Czy to przesłuchanie?!
-Nie, po prostu jestem ciekawa.
-To przestań. Jestem złodziejem, nie szwaczką. Mam zasady, a jedna z nich brzmi "NIGDY nie wyjawiaj swoich sekretów, chyba, że sytuacja tego wymaga".
-A nie wymaga? Jestem Alfą, powinnam coś o tobie wiedzieć.
-Podobno mi ufasz.
-Bo ufam.
-To czemu chcesz wyciągnąć ze mnie moje tajemnice?
<No właśnie, Harytia, czemu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz