Ok, no to do roboty...
Biegnę, biegnę i biegnę. Palę za sobą wszystko, gdy podbijam się do lotu ze skoku. (to mój ulubiony sposób, z rozbiegu, skoku lub najlepiej oba na raz.) Tylko w powietrzu nic nie podpalam za sobą, jak już lobię ogniste ślady na niebie, ale tu nic nie spalę.
-Eh! Kolejna wataha spalona! W takim tempie spalę cały świat... - Gadałam sama do siebie, a gdy zauważyłam, że już nikt mnie nie goni, ale zauważyłam jakiegoś żółtego wilka... Zniżyłam lot. Był czarny z żółtym garbem. Uciekał z czymś w pysku... Dobiegł do stada. Wtedy straciłam kontrolę, i upadłam ryjąc ziemie niczym lisy kopią swoje norki.
Ku moim niebiesko - turkusowym oczom ukazała się postać podobna do mnie.
-Kim jesteś?! - Zawołałam skacząc na równe łapy.
-Cóż, to ja powinnam zapytać o to ciebie. - Powiedziała spokojnie postać. -Jesteś na terenie mojej watahy. - Powiedziała delikatnym głosem.
-Ziemia! - Wrzasnęłam zdezorientowana wybijając się w powietrze panicznie machając skrzydłami. Ulżyło mi, gdy ujrzałam lekko wypaloną trawę, nie płonącą polankę.
Byłam na tyle nisko, by nic nie spalić, i by rozmawiać z podobną do mnie postacią.
-Jestem Leyla. - Przedstawiłam się, wykonując zgrabny ukłon na łapce w powietrzu.
-Ja jestem Harytia. - Przedstawiła się wzajemnie.
-Czemu nie wylądujesz? - Dodała szybko.
-Bo... bo wszystko spalę. - Wytłumaczyłam czerwona jak burak.
-Nie panujesz nad mocami, tak? - Spojrzała na mnie nieznajoma.
-Chodź. - Powiedziała i odwróciła się.
Zaprowadziła mnie do wilka, którego widziałam wcześniej.
-Jestem Eugenides , dla przyjaciół Gen. - Szybko przywitał się uroczy z bliska wilk.
-Cóż, skoro jesteś sprytny i mądry, wytłumacz nowej członkini jak ma zapanować nad mocami ognia. - I odeszła.
-Skąd wiedziała...? -Popatrzałam na niego
-Nie tylko ty umiesz czytać myśli - Usłyszałam głos odchodzącej Harytii.
-Cóż, myśl, że umiesz nad nimi panować. To raz. Dwa - Nie bój się swojego żywiołu - to znaczy, że musisz bać się siebie. A trzy - Musisz znać swoje moce. - Wytłumaczył mi krótko i z sensem wilk.
-To ja może pójdę to poćwiczyć gdzieś, gdzie nie spalę terenów watahy... - Wymamrotałam i ze sprintu uniosłam się w objęcia powietrza.
Po kilku godzinach chyba załapałam, ale zapomniałam się zapytać, czy mogę mieć towarzysza. Od urodzenia towarzyszy mi uroczy feniks - Jenna. Szybko pobiegłam swoim niezawodnym sprintem w stronę polany. Już nikogo tam nie było. Wzbiłam się w powietrze, i poszukałam Jej. Znalazłam Ją przy pięknym wodospadzie.
-Czy może ze mną zostać moja towarzyszka, Jenna?
<Dokończysz, Harytia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz