piątek, 8 lutego 2013

CD historii Harytii-Od Lili

Harytia zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, czy mogę jej szczerze odpowiedzieć. Z jednej strony jest Samicą Alfa, jednak z drugiej- nową moc odkryłam przypadkowo i tak naprawdę nie wiem, czy wciaż ją posiadam. Postanowiłam jednak opowiedzieć Harytii całą historię.
-Mam. Dowiedziałam się kilka dni temu. Potrafię przywoływać myślami. Na razie wie o tym tylko Gen, ponieważ wszystko te okoliczności mają związek z nim i Eddis.
-Aha, już rozumiem...
-Jak to?
-Przecież ja...
-Ach, umiesz czytać w myślach!-przerwałam jej.
-No właśnie.- to powiedziawszy Harytia uśmiechnęła się i dodała- Ale na mnie już czas. Mam sporo obowiązków.
Pożegnałyśmy się. Poszłyśmy każda w inną stronę.
Kiedy przechadzałam się po lesie odczułam ból w kostce. Starałam się o nim zapomnieć i szłam dalej. Niestety nie uszłam za daleko. Ból tak się nasilił, że nie mogłam już dalej iść. Znajdowałam się na polanie. Wolałam nie pozostawać w tym miejscu zbyt długo, gdyż z pobliskiej rzeki mogliby wyłonić się wrogowie- wilki z innych watah. Przemieniłam się w ptaka, ponieważ pod postacią zwierząt lądowych nie dałabym rady przemieszczać się. Lecąc, co jakiś czas odwracałam się za siebie, jak gdyby ktoś miał mnie śledzić. Nagle straciłam przytomność. Kiedy obudziłam się leżałam pod drzewem. Domyśliłam się, ze musiałam wpaść na i spaść na ziemię. Tym razem zwichnęłam skrzydło.
-Jak nie noga to skrzydło! Co jeszcze może mnie spotkać?!- warknęłam ze złością.
Mój głos odbił się od skał. Widocznie wszyscy musieli go usłyszeć, gdyż po chwili otoczyła mnie cała Wataha Marzeń.
-Co się stało?- pytali wszyscy.
-Eh, nic takiego. Po prostu stało mi się coś w kostkę i nie mogłam dalej iść, tak więc przemieniłam się w ptaka no i miałam bliskie spotkanie z tym wielkim drzewem- powiedziałam, wskazując wielki dąb.
-Przemień się w wilka, zaniesiemy się wszyscy razem-zaproponował Lexer.
Nie widziałam innych rozwiązań, więc przystałam na propozycję. Okazałam się być tak ciężka, że nie zdążyliśmy dojść do terenów mieszkalnych przed burzą. Wiał silny wiatr, padał siarczysty deszcz, a na dodatek co chwilę przelatywały nad nami jakieś połamane gałęzie. Mimo to nie poddawali się i dalej, na zmiany, wytrwale mnie nieśli. Dzięki kochanym przyjaciołom znalazłam się w swojej jakże cieplutkiej i suchej jaskini. Tego dnia wiele się nauczyłam. Zrozumiałam, że polegać na nich wszystkich polegać i im ufać, że będą ze mną na dobre i na złe i nie opuszczą w potrzebie. Wtedy naprawdę poczułam się honorowym członkiem watahy. Jakbym była tam od zawsze, od samego początku... Ciekawe- jak to wszystko się zaczęło?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz