-Z Eddis już w porządku. Dopadł ją jakiś dziad, ale Lili w porę mnie o tym poinformowała. A co do twojej rzeczy... - uśmiechnąłem się łobuzersko i okręciłem sobie rzemyk wokół palca.
-Oddawaj - warknęła i rzuciła się na mnie. Uskoczyłem w ostatniej chwili, jej zęby minęły mnie o milimetry. Zaśmiałem się.
-I czego się chichrasz?! - krzyknęła Jackie, znów skacząc w moją stronę. Tym razem jednak zareagowałem zbyt późno, i jej kły rozszarpały mi skórę na przedramieniu, a pazury rozorały klatkę piersiową. Rany zapiekły żywym ogniem. Upuściłem wisior i runąłem na ziemię. Ostatkiem sił ściągnąłem z siebie zakrwawioną koszulę, odsłaniając głębokie rozcięcia. Dobrze, że twarz mam całą, pomyślałem.
Jackie była zbyt zajęta szukaniem swojej łuski (kurde, jak to śmiesznie brzmi), znaczy się, łuski Groma, żeby zwrócić na mnie uwagę. Chyba nie zauważyła, że dzięki niej jestem cały pokaleczony.
Jęknąłem, próbując usiąść. Mroczki tańczyły mi przed oczami, a ramię i pierś piekły niemiłosiernie.
Dopiero wtedy Jackie odwróciła się w moją stronę, wściekła, ze przerwałem jej poszukiwania. Ale kiedy tylko zobaczyła, w jakim jestem stanie, wyraz jej pyska zmienił się z "zaraz cię rozszarpię!" (co i tak już zrobiła) na "OMG, co się stało?!". Podbiegła do mnie i powiedziała coś, ale nie zrozumiałem, co. Powieki same mi się zamknęły.
<Jackie, skończysz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz