-Nie ma za co - mruknęła Jackie słabym głosem. - to tylko króciutka przebieżka. - zmusiła się do uśmiechu. Nawet usta się jej sprzeciwiały. Czuła, ze zaraz padnie.
Wrócili do reszty, a Jackie zaraz się położyła. Gdy następnego dnia wstała, nikogo już nie było.. no, oprócz Sofosa i maga, ale oni spali. Przeciągnęła się i jęknęła. Miała okropne zakwasy... bolało ją WSZYSTKO. Ziewnęła i ruszyła do wodopoju. W połowie drogi dostrzegła oburzoną Lilię, która pędziła przed siebie. Minęła Jackie bez słowa, więc ta ją zignorowała.. -' Pewno sprawy sercowe'- pomyślała z rozbawieniem. Ruszyła dalej i po chwili spostrzegła Gen'a z równie oburzoną miną, co Lilia. Jego grymas prawie doprowadził ją do histerycznego śmiechu. Przetruchtała koło niego mówiąc : - Cześć Romeo! Gen fuknął i stał dalej, a ona pobiegła do wodopoju dusząc się ze śmiechu. Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo dobrze. Nie miała nic do roboty, słonko świeciło, a humor jej dopisywał.. czego chcieć więcej? Stanęła nad wodą i napiła się wody. Wróciła i położyła się przed jaskinią. Po chwili podeszła do niej Lilia.. - Hej Jackie - powiedziała niepewnie. - Hej. Coś się stało? - Mhm.. tak. Lilia wytłumaczyła Jackie sytuację. Powiedziała też o zagrożeniu Eddis, co najbardziej zainteresowało wilczycę. - Nie przejmuj się. Każda normalna osoba musi się na kimś wyżyć.. biedne sarny, ale przynajmniej będzie co jeść.. - uśmiechnęła się do niej. - A Gen'em się nie przejmuj. Trzeba mieć do niego sporo cierpliwości.. <dokończysz, Lilia?> |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz