-Jasne - powiedziałem. - Może uda mi się coś łupnąć - dodałem z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Łupnąć? Mówiłeś, że zawiesiłeś działalność.
-Złodziej nigdy nie przestanie być złodziejem - zaśmiałem się i ruszyłem przez las za oddalającym się łopotem skrzydeł smoka. Po jakimś czasie dogoniła mnie Jackie. Wędrowaliśmy w ciszy, ona prowadziła.
Patrzyłem właśnie, jak przyczaja się na zająca, kiedy wpadłem na szalony pomysł.
-Hej, Jackie - zacząłem szeptem, a kiedy mruknęła, że słucha, kontynuowałem:
-Masz coś przeciwko psikusom?
-Nie - szepnęła, w skupieniu wpatrując się w zająca. Wziąłem to za dobrą wróżbę.
Zmieniłem się w człowieka i sięgnąłem dłonią do pochwy przy pasie. Wyciągnąłem z niej mój zaufany nóż, przymierzyłem się i właśnie, gdy Jackie chciała skoczyć na zająca, cofnąłem łokieć i wypuściłem "pocisk". Świsnął obok ucha wilczycy i trafił ofiarę centralnie w głowę. Śmierć na miejscu, stwierdziłem.
-Co się... - zdezorientowana samica spojrzała na mnie i... cóż, delikatnie mówiąc, zaczęła się na mnie gapić, jakby wyrosło mi trzecie oko, skrzela i płetwa grzbietowa. Nie zwróciłem na to uwagi. Podszedłem do zająca, wyciągnąłem z jego czaszki nóż i wytarłem go o spodnie, po czym schowałem z powrotem do pochwy. Na początku chciałem wyciągnąć go jeszcze raz i oskórować zwierzę, ale porzuciłem ten zamysł.
Wziąłem łup i rzuciłem go pod łapy Jackie, a potem zmieniłem się w wilka i jak gdyby nigdy nic czekałem, aż zje gryzonia. Ona jednak nic tylko się na mnie gapiła. W końcu zdenerwowałem się i rzuciłem:
-Albo go zjesz, albo złożę go w ofierze Bogom!
Zabrała się więc do jedzenia, nie zadając żadnych pytań. Patrzyła jedynie niepewnie w moją stronę.
Kiedy skończyła, wstała, odwróciła się w stronę z której przyszliśmy i już chciała wracać, kiedy mruknąłem:
-Czekaj, czekaj. Tu gdzieś jest jaskinia smoka.
-Tak - odwróciła się. - I co z tego?
-Kiedyś nie udało mi się okraść takiego gada, więc może tym razem mi się poszczęści - i ruszyłem biegiem między drzewami.
Rzeczywiście, na zboczu góry widać było otwór. Popędziłem w tamtą stronę, uważając, by poruszać się bezszelestnie. Za sobą słyszałem przerażone krzyki Jackie, syknąłem więc w jej stronę, żeby była cicho, bo inaczej wszystko mi zepsuje. Przestała więc krzyczeć. Mimo to wciąż szeptała do mnie, żebym tego nie robił.
-To niebezpieczne!
Zignorowałem to, nie przestając skradać się do wejścia do jaskini smoka.
-Podejmujesz bardzo ryzykowną decyzję!
-Słuchaj, podejmowałem ich tyle, że uznaję to za ryzyko zawodowe - wyszeptałem.
Doczołgaliśmy się do celu. Zajrzałem do środka.
-Ciemno że oko wykol - mruknąłem.
Nagle w głębi jaskini rozległ się pomruk, który stopniowo przeradzał się w ryk. Jackie zadrżała, ale nie cofnęła się.
W środku ciemności pojawiła się para błękitnozielonych ślepi. Znałem te ślepia...
Smok wyszedł na słońce, a ja od razu ją poznałem.
-Eddis, stara bestio! - krzyknąłem do niej uradowany. - Nie widziałem cię od czasu twojej ucieczki z wojsk Sounisa!
Smoczyca spojrzała w dół, na mnie, i uśmiechnęła się (jeśli smoki potrafią się uśmiechnąć).
-Gen - odezwała się dudniącym, ale dźwięcznym głosem. - Tęskniłam za tobą.
<Jackie, skończysz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz