Po ostatnich wydarzeniach wiedziałam, że niedługo los złączy
moją drogę z Gen’a. W końcu umiem przewidywać przyszłość. Tak jak
zwykle, i tym razem moje moce mnie nie zawiodły. Już dnia
następnego spotkałam tego złodzieja. Znacznie szybciej, niż
przypuszczałam.
Kiedy wyszłam z lasu, zobaczyłem stojącego tyłem. Głowę zwróconą
miał do góry. Spojrzałam na niebo, a na jego tle ujrzałam smoka-
piękny okaz. Nagle Gen odwrócił się i spojrzał na mnie. Na jego
twarzy zobaczyłam złość. Odezwałam się pierwsza:
-Cześć.
-Co? Znowu coś zgubiłaś?
-Eh... Nie. I przestań. Chciałabym się z tobą bliżej poznać-
odpowiedziałam, lekko zawstydzona.-Wiem, że w głębi nie jesteś taki
oschły, nieprzyjemny... I zdaję sobie sprawę, że wiesz, jak twój
urok osobisty działa na wilczyce. Ale nie ze mną te numery.
-Poznać bliżej? Mnie?
-Owszem. Masz coś przeciwko?
-Tak.
Jego odpowiedź mnie zdziwiła. Posmutniałam.
-No dobrze. W takim razie już sobie pójdę... Nie będę ci
przeszkadzać. A co do tego smoka, to radzę ci troszczyć się jego
bezpieczeństwo, jeśli ci na nim zależy. A właściwie na niej, bo to
smoczyca.
-Skąd to wszystko wiesz?-zapytał zaciekawiony.
-Jeszcze nie słyszałeś o moich mocach?-uśmiechnęłam się, po czym
dodałam-Przewiduję przyszłość. Dzięki temu wiem, jaki los nas
czeka, jednakże nie nadużywam mojego daru. Teraz widzę potrzebę
powiadomienia cię o niebezpieczeństwie, które zagraża Eddis.
Powinieneś być mi wdzięczny, Eugenidesie.
-Wszyscy mówią na mnie Gen.
-Przyjaciele-odparłam.- A ja nie mogę się za niego uważać. Nie
chcę. Dobrze, że tak szybko przekonałam się, jaki jesteś na prawdę.
Należysz do podrzędnych złodziei, gdybyś mógł, ukradłbyś majątek
własnej matce... Chcesz mi coś ukraść? Okej, zgoda. Ale ja mogę się
przed tym ustrzec. Mogę spełnić groźbę i złoić ci skórę.
Tylko po co? Nikt nigdy cię nie zmini. Nawet miłość.
W tym momencie poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Odwróciłam
się i pobiegłam przed siebie, Gen nie próbował mnie zatrzymywać.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ukryć przed światem, odejść z
watahy. Jednak jakaś wewnętrzna siła odwróciła moje myśli i
poczułam głód. Jakby nigdy nic, udałam się na polowanie. Trafiłam
na trop dużego stada saren. Z pazernością wymordowałam wszystkie.
Co do sztuki. Odkryłam w sobie zabójcę. Bo nikt o zdrowych zmysłach
nie pozbawia życia niewinnych istot. Hmm... Czyżbym przez niego
oszalała? Co się dzieje? Muszę wrócić do siedziby watahy... Może
Kumi, jako nestor medyny,mi coś poradzi? Albo Harytia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz