Jak dotąd, dobrze poznałam zaledwie 3 wilki z watahy: Harytię-
samicę Alfa, Lexer’a- jej partnera oraz Gen’a. Resztę widywałam
tylko od czasu do czasu. Najczęściej na polowaniach.
Dziś miałam okazję obcować z Jackie. Spotkałyśmy się przy jaskini.
Chwilę porozmawiałyśmy. Od razu rozgryzła, co mnie gnębi.
Następnego dnia Harytia wysłała nas na polowanie. Znalazłyśmy stado
dzików- 2 samce, 2 samice i kilka małych warchlaków. Zbudowałyśmy
małą łódkę, a raczej tratwę, na którą przełożyłyśmy zabitą
dziczyznę. Zabijanie znowu sprawiało mi przyjemność, obudziły się
na nowo instynkty zabójcy. Zepchnęłyśmy tratwę do wody i powoli
ciągnęłyśmy. Po udanych połowach mogłyśmy chwilę pogawędzić.
-Dobre mięso będzie z tych dzików-zaczęłam.
-A z pewnością- powiedziała z uśmiechem na twarzy Jackie.
Na pierwszy rzut oka, to bardzo pozytywna postać. Ciągle jest
wesoła i patrzy optymistycznie na świat.
-Ja niedawno należę do tej watahy...
-Początki są trudne.
-Coś o tym wiem. Nie mogę dogadać się z pewnym wilkiem.
-Niech zgadnę. Czy to Gen?
-Bingo. Jesteś bardzo spostrzegawcza- zaśmiałam się.
-Haha-odpowiedziała na mój chichot.-Z nim wszystko jest
skomplikowane. Już Ci mówiłam...
-Ale słyszałam, że ty masz z nim dobre stosunki. Zazdroszczę.
Zależy mi na jego przyjaźni. Ojej, zwierzam ci się. Przepraszam-
powiedziałam z rumieńcami na twarzy.
-Nic nie szkodzi. Pewnie nie masz jeszcze do mnie zaufania-
zauważyła.
-Owszem. Jestem nieufna w stosunku do wszystkim nowo poznanych
wilków.
-Rozumiem, nawet nie wiesz jak dobrze cię rozumiem.
Przerwałyśmy rozmowę. Usłyszałyśmy trzask gałązki. Zza odległych
drzew wyłoniła się Harytia.
-Hej, witajcie!-krzyknęła z oddali.
-Cześć, kochaniutka- powiedziałam.
-Cześć-odpowiedziała po mnie, jak echo, Jacklyn.
-Co porabiacie? Połowy udane? Przybyłam pomóc wam zaholować
zdobycze do lasu, gdzie czeka ognisko. Dziś zjemy pieczone mięso.
-Upolowałyśmy stado dzików-odpowiedziałam z dumą.
-Uuu!-powiedziała Harytia, patrząc na tratwę- starczy chyba na dwa
dni!
Przypomniało mi się, że chciałam opowiedzieć Harytii mój sen.
-Mogę wam coś opowiedzieć? Nie będziecie się śmiać?-Wyjąkałam lekko
zdenerwowana.
-Ależ skąd!- odpowiedziała z oburzeń, że mogę je o to posądzać
Jackie.
-No dobrze. Otóż miała dziwny sen...
-Znam się trochę na snach- rzuciła Harytia.
-Śnił mi się Gen. Och, to głupie. Aż wstyd mi kończyć.
-Mów!-krzyknęła zaciekawiona Jacklyn.
-Leżałam z nim na polanie. Rozmawialiśmy i w ogóle nie padały żadne
uszczypliwe słówka. To była prawdziwa rozmowa przyjaciół. Nagle on
spojrzał na mnie. Zbliżył się. A ja odskoczyłam przestraszona jego
intencjami. Powiedziałam: „Wskakuj do wody“. I oboje znaleźliśmy
się w rzece- miejscu, gdzie doszło do naszego pierwszego spotkania
i pierwszej scysji.
-I co dalej?- szepnęła cicho zainteresowana opowieścią Harytia.
-Nic... Obudziłam się.
-Szkoda. Ale cóż, skupmy się na ciągnięciu tratwy-zakończyła
Jackie.
Przytaknęłam i zaczęłam jeszcze bardziej przykładać się do
wykonywanej pracy. Wszystkie trzy przyspieszyłyśmy. Kiedy wilki z
watahy ujrzały nas na horyzoncie, zaczęła cieknąć im ślinka, bowiem
wyczuły zapach świeżej zdobyczy.
Po uczcie, zbliżyła się do mnie Harytia i poprosiła mnie, abyśmy
poszły w spokojniejsze miejsce. Chciała mi coś powiedzieć.
-Zastanawiałam się nad tym, co ci się przyśniło. Twój sen można
interpretować na trzy sposoby:albo Gen planuje kolejną kradzież
twojej własności, albo zrani cię albo...- przerwała na chwilę.
Głośno przełknęła ślinę i dokończyła-albo się zakochałaś.
-Eh... Wszystkie te wersje wydają się nieprawdopodobne, wręcz
irracjonalne. Nawet jeśli się zakochałam, to bez wzajemności-
dodałam przygnębionym głosem po chwili milczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz