niedziela, 3 lutego 2013

Przygoda Lili

Kolejny dzień mojego pobytu w watasze. Poznałam bliżej naszego złodziejaszka- Eugenidesa. A wszystko zaczęła się od... No właśnie.
Rano, tuż po przebudzeniu, poszłam nad rzekę, aby trochę się ochłodzić. Był upalny dzień. Na brzegu zostawiłam mój amulet, które ma moc  przewidywania przyszłości. Sama zaś wskoczyłam do wody. Chwilę popływałam pod postacią ryby. Kiedy wyszłam z wody, nie znalazłam mojego talizmanu. Wpadłam w panikę. Zaczęłam szukać. Jednak nigdzie go nie było. Wiedziałam, że ktoś musiał mi go ukraść. Wszczęłam śledztwo.
-Nie mogę pozwolić, aby ktoś użył mojego amuletu. Może z tego wyniknąć wiele złego- pomyślałam.-Idę poszukać Harytii. Samica Alfa pierwsza powinna wiedzieć, do czego dochodzi w jej watasze.
Kiedy opowiedziałam Harytii moją przygodę w ogóle nie była zaskoczona.
-To pewnie sprawka Gena... 
-Już ja się z nim policzę!-krzyknęłam
-Nie radzę.
-Słuchaj, to sprawa życia i śmierci. Jeśli  odkryje moce amuletu, ktoś może umrzeć, nawet sam Eugenides.
-Trzeba było tak od razu. Prawdopodobnie jest teraz w okolicach jamy, słyszałam ostatnio, że spędza tam sporo czasu razem z Jackie.
-Hmmm... Nie będę za nim latać. Poczekam aż sam stanie na mojej drodze.
Okazało się, że długo nie musiałam czekać. Już wieczorem spotkałam Gena. Na plaży. Trzymał w swoich złodziejskich łapach mój amulet.
-To nie twoje- szepnęłam.
Wilk się przestraszył, co raczej jest nieczęstym widokiem.
-Co ty tu robisz? Znamy się?
-Jestem nowym członkiem Watahy Marzeń. Moje imię nic ci nie powie. Ten amulet, który trzymasz, należy do mnie.
-Ach tak?
-Ukradłeś go, przyznaj się.
-A nawet jeśli, to co mi zrobisz?
-Wolałbyś nie wiedzieć.
Oboje umilkliśmy. Gen położył mój amulet na piasku tuż przed sobą i chwilę w niego się wpatrywał.
-Mogłeś odlecieć albo szybko czmychnąć, gdy usłyszałeś moje kroki. Dlaczego tego nie zrobiłeś, co, złodzieju?
-Skoro należy do ciebie, proszę, weź go- podniósł przedmiot z ziemi i wyciągnął do mnie.
Wyrwałam mu swoją własność z rąk. Przemieniłam się w potężnego ptaka i wzniosłam się do góry, obserwowałam go chwilę. Później zniknął mi z oczu, jakby się rozpłynął w powietrzu.
-Co się z nim stało?- pomyślałam.
Po całych tych wydarzeniach wróciłam na polanę. Wieczorem upolowałam jedzenie wraz z innymi myśliwymi dla całej watahy na kolację. Nie mogłam przestać myśleć o Genie. Swoją drogą- całkiem przystojny z niego wilczek...Muszę z nim jeszcze kiedyś porozmawiać. Mam nadzieję, że w innych okolicznościach.
 
---Dokończysz, Gen?Co się z tobą stało?---

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz