Ostatnio w watasze nic, ale to nic się nie dzieje. Spokój. Cisza. Żadnych
przygód.Wręcz nikt do siebie się nie odzywa. Dziwnie się czuję w tej
sytuacji. Aby nieco się rozluźnić poszłam na klif. Uwielbiam zapach
bryzy. Lubię wyzwania. Chciałam spróbować zejść z klifu na dół.
Intrygował mnie podwodny świat. Schodziłam powoli. Ostrożnie. Nagle
spód nóg omsknął mi się kamień. Nie miałam, jak zejść w dół, ani
wspiąć się do góry. Zaczęłam krzyczeć:
-Na pomoc! Ratunku!-Nikt się nie zjawił.
Próbowałam trzymać się jak najmocniej, jednak
moje łapy powoli słabły. Nagle puściłam się. Szybko spadałam. Nie
wiem, co działo się dalej. Ocknęłam się na jakimś dużym kamieni
wystającym znad linii wody. Byłam półprzytomna, ale zdobyłam siły,
ażeby zmienić się w rybę. Pod tą postacią dostałam się na obce
tereny. Po drugiej stronie rzeki jest terytorium Watahy Słońca. Harytia
mi coś o tym wspominała. Doda, aby nie przekraczać granicy. Jednak coś
mnie podkusiło, żeby poznać te zakątki.
Najpierw zobaczyłam polanę. Jeszcze piękniejszy niż w Watasze Marzeń.
Była większa, a trawka na niej nie udeptana, jakby nikt po niej nie
chodził. Chwilę pohasałam. Później zwiedziłam las. Nie zaskoczył
mnie, aczkolwiek było w nim nieziemsko dużo grzybów. Zjadłam nawet
kilka. Miłą sielankę przerwały głosy z oddali. Skradałam się w ich
stronę. Schowana za drzewem patrzyłam obserwowałam ucztę. Wilki jadły
zapalczywie, zachłannie. Chciałam zobaczyć ich bliżej. W tym celu
zrobiłam krok w tył i wychyliłam się. Po moim ciężarem jedna
gałązka chrząknęła, łamiąc się. Wszystkie wilki to usłyszały i
poczęły biec w mą stronę. Długo nie zwlekając zmieniłam się w
geparda i zerwałam się do ucieczki. Pobiegłam na skróty do rzeki.
Migiem przepłynęłam na drugą stronę. Tym samym znalazłam się na
terenie mojej watahy. Tamte wilki mnie nie dogoniły. Ależ miałam farta.
Nie wiem, co mogłoby się stać, gdyby mnie złapały i uwięziły.
Czułam chęć opowiedzenia przygody całej watasze i ożywieniu atmosfery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz