poniedziałek, 4 lutego 2013

Od Jackie

Coraz to inne wilki dołączały do watahy. Każdy wilk był wyjątkowy. Jackie najbardziej z wilczyc lubiła Harytii. W watasze były tylko dwa samce: Lexer i Gen. Eugenides zauroczył Jacklyn. Głupio się z tym czuła.. nie wiedziała co z tym zrobić. Postanowiła, że to zignoruje.
Następne kilka dni były podobne, jak krople wody. Jackie wstawała, szła się napić i wracała. Polowanie, jedzenie i lenistwo. Wieczorem spacer z kimś ze stada. Czyli jednym słowem: NUDA. Wilczyca nienawidziła nudy.
Nieznośne uczucie narastało i czuła, że musi się komuś wygadać. Nie miała zamiaru jednak mówić tego wilkowi. Nie miała zaufania do członków stada. Nie aż tak dużego. Nie chciała mówić tego Gen'owi, bo nie była gotowa na związek. Nie chciało jej się jeszcze z kimś wiązać.. bycie singlem jest prostsze. Tak sobie to przynajmniej tłumaczyła. Postanowiła, że wyżali się Gromowi.
Wspinała się po zarośniętym sosnami stoku góry, rozmyślając o Gen'ie.. o miłości. Znów postarała się wytłumaczyć sobie, że nie chce, nie jest gotowa i za dużo z tym kłopotów.. "Łżesz!" - głosik w jej głowie stawał się coraz bardzie dokuczliwy. Mówił jej jednak prawdę. Powtarzał jej tę prawdę już od wielu dni...
Doszła w końcu do celu. Tym razem weszła do jaskini bez większych ceremonii. Smok spał, chrapiąc cicho.. (jeśli chrapanie dziesięciometrowej bestii może być ciche).. Położyła się koło jego pyska i czekała, aż się obudzi. Po kilku minutach smok uchylił ogromną powiekę.
- Jackie! Kiedy przyszłaś?
- Niedawno. Dobrze się spało..
- Mhm.. - mruknął ziewając.
- Kiedy wróciłeś?
- Dziś koło północy.
- Jak tam Eddis? Dobrze się wam układa?
- Tak. Pojutrze znów do niej lecę.
- Cudownie! - Jackie nie ukrywała radości.
- A jak tam złodziej?
- Nijak. - jej ton zaraz się zmienił. Opowiedziała mu o swoich zawiłych uczuciach.
Smok w odpowiedzi parsknął śmiechem.
- Wypchaj się.. - mruknęła obrażona.
- Och, nie gniewaj się. - Trącił ją ogromnym nosem tak, że prawie zwalił ją z nóg. Warknęła, ale się rozchmurzyła.
Przesiedziała u Groma kilka godzin. Gdy wychodziła, zmierzchało. Bez pośpiechu zeszła z góry, a potem potruchtała do domu. Położyła się w swojej jaskini i leżała, myśląc o wszystkim. Wizyta u Groma ukoiła jej nerwy i już się nie przejmowała. Miała gdzieś swoje uczucia. Nie da sobą rządzić.
Po północy stwierdziła, że chce się jej pić. Ruszyła do wodopoju. Stanęła nad wodą i zaczęła pić, potem zanurzyła pysk w wodzie, dla ochłody. Noc była upalna, a wszędzie latały komary i świetliki. Było bardzo pięknie i postanowiła, że posiedzi chwilę nad wodą. Po chwili usłyszała szelest i na polanę wszedł Gen. Zmarkotniała. -' Jeszcze ciebie tu brakowało!'- warknęła w myślach.
- Cześć! - przywitał się.
- Hej. - odpowiedziała bez entuzjazmu.
- Ładnie tu. Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało. - uśmiechnęła się. Zignorowała swoje uczucia. 
<dokończ Gen, ok?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz