Po tym jak wyszyłem z groty spotkałem Santera siedział przygnębiony.
Postanowiłem do niego podejść. Kiedy staniolem przed nim powiedział:
-Lexer ja ci zazdroszczę.
-Czego?
-Masz taka wspaniałą żonę, Która cie kocha. Wiesz powiem jak wilk do wilka masz może dla mnie jakąś wilczycę?
Na początku Lexer'a to pytanie zamurowało bo nie znal żadnej
wilczycy, która by go chciała ale potem przypomniał sobie o nowej
samiczce, która chyba coś do niego czuła:
-Wiesz możesz porozmawiać z Wiwien.
-Naprawdę? Tylko, że jest mały problem. - westchnął Santer
-Jaki?
-Po prostu boję się....
<Santer czego i jak będziesz pisał wżyć na luz :D>
niedziela, 17 lutego 2013
Od Lexer'a-CD historii
-Spokojnie daj mi wszystko powiedzieć- westchnął Lexer
-Dobrze już jestem spokojna-powiedziała Harytia
-Więc jak się obudziłem i zauważałem, że ty leżysz i jak inne wilki niewiedzą co maja robić postanowiłem je uspokoić i wrócić do codziennych zajęć. Aktualnie wszyscy są na polowaniu.
-To miłe ale zaraz gdzie Santer
Na pysku Lexer'a pojawił się uśmiech który wydał się podejrzany dla Alfy. Nagle do groty wszedł Santer, tyle że wyglądał inaczej tak radośnie.
-O cześć Santer jak tam głowa już nie boli?
-A bardzo dobrze już mi lepiej. O widzę, że ni tylko mi się poprawił. Alfa też się już dobrze czuje. Dobra nie będę wam przeszkadzał pewnie musicie się jeszcze troszkę po miziać więc ja wychodzę.
Santer wyszedł, a Lexer spojrzał na Harytie i zauważył wielkie zdziwienie:
-Kochanie dobrze się czujesz coś zbladłaś może skoczę po wodę.
-Yyy wiem ja jeszcze śpię to mi się śni.
-Nie to jawa nie śpisz. Też bym nie dowie żął jakbym był na twoim miejscu.- zaśmiał się Lexer
-Więc co mu się stało? zapytała zdziwiona wilczyca
-Wtedy jak spadaliśmy on upadł na głowę i nic nie pamięta nie wie kim jest.
-Zaraz on powiedział, że mamy się po miziać... Lexer coś czuję, że brałeś w tym udział. - uśmiechnęła się Haryti
-Ups chyba wpadłem.- zaśmiał się wilk - Jak widzisz nie masz się o co martwić więc odpoczywaj dalej.
Lexer podszedł do Haryti i potarli się noskami po czym wilk wyszedł. Kilkanaście kroków od groty Lexer spotkał Santera.
<CDN>
-Dobrze już jestem spokojna-powiedziała Harytia
-Więc jak się obudziłem i zauważałem, że ty leżysz i jak inne wilki niewiedzą co maja robić postanowiłem je uspokoić i wrócić do codziennych zajęć. Aktualnie wszyscy są na polowaniu.
-To miłe ale zaraz gdzie Santer
Na pysku Lexer'a pojawił się uśmiech który wydał się podejrzany dla Alfy. Nagle do groty wszedł Santer, tyle że wyglądał inaczej tak radośnie.
-O cześć Santer jak tam głowa już nie boli?
-A bardzo dobrze już mi lepiej. O widzę, że ni tylko mi się poprawił. Alfa też się już dobrze czuje. Dobra nie będę wam przeszkadzał pewnie musicie się jeszcze troszkę po miziać więc ja wychodzę.
Santer wyszedł, a Lexer spojrzał na Harytie i zauważył wielkie zdziwienie:
-Kochanie dobrze się czujesz coś zbladłaś może skoczę po wodę.
-Yyy wiem ja jeszcze śpię to mi się śni.
-Nie to jawa nie śpisz. Też bym nie dowie żął jakbym był na twoim miejscu.- zaśmiał się Lexer
-Więc co mu się stało? zapytała zdziwiona wilczyca
-Wtedy jak spadaliśmy on upadł na głowę i nic nie pamięta nie wie kim jest.
-Zaraz on powiedział, że mamy się po miziać... Lexer coś czuję, że brałeś w tym udział. - uśmiechnęła się Haryti
-Ups chyba wpadłem.- zaśmiał się wilk - Jak widzisz nie masz się o co martwić więc odpoczywaj dalej.
Lexer podszedł do Haryti i potarli się noskami po czym wilk wyszedł. Kilkanaście kroków od groty Lexer spotkał Santera.
<CDN>
czwartek, 14 lutego 2013
CD historii-Od Harytii
Gdy Lexer i Santer leżeli na ziemi,a ja wciąż płakałam.Siedziałam przy nich a łzy lały mi się strumieniami z oczu.W okół mnie widziałam zamazane postacie innych wilków.Nie wiedziałam co robić bałam się ich zanieść do groty ponieważ już mieli połamane kości i mogły by coś przebić.Postanowiłam ich zanieść używając moich mocy.Było to wyczerpujące ale się udało.Kazałam wszystkim iść już spać.Postanowiłam sama im pomóc,używając swojej energii życiowej,kości zaczęły im się zrastać.Ledwo trzymałam się na łapach.Postanowiłam się położyć lecz jednak zasnęłam.Nagle zauważyłam rodziców i mojego brata.Szli dróżką leśną próbowałam ich dogonić lecz oni zaczęli biec.Nagle za drzew wybiegli Lexer i Santer zobaczyłam że nagle spadają w dół.Ktoś do mnie krzyczał.Nagle się obudziłam stał nade mną Lexer,lecz nie widziałam Santera i reszty watahy.Od razu rzuciłam pytanie
-A gdzie jest Santer i reszta watahy?
-....
-No gadaj gdzie oni są!?
----No właśnie gdzie Lexer?----
-A gdzie jest Santer i reszta watahy?
-....
-No gadaj gdzie oni są!?
----No właśnie gdzie Lexer?----
Od Lexera CD
-O Lexer jakie miłe spotkanie. Ach same z tobą kłopoty, a mogłem cię zabic tamtej nocy. - zaśmial sie Santer
-Więc tam byłeś. Tylko dlaczego chcesz mnie zabić. - krzyknął wilk
Nagle Santer podeszedł do Haryti i powiedział:
-Oj Lexer Lexer jak cię wtedy zabił to twoja piękna żona miała by mnie a nie takie coś jak ty.
-Santer przegiąłeś. Harytio najdroższa odsuń się! - krzyknął Lexer
Wilk szedł w stronę Santera. Harytia starała się go zatrzymać lecz gdy zobaczyła gniew i ból w jego oczach odsunęła się.
-Ha ha więc walczymy.
Wilki żuciły się na siebie. Walka była wyrównana lecz rozpacz Lexer za ukochaną rodzina i Harytią dawała mu siłę. Lexer zrzucił Santera z przepaści lecz ten zdołał się go złapać i powiedział:
-Zanim zgine zabiorę cię ze sobą do grobu.
Oboje upadli i się nie ruszali. Zszokowana Alfa postanowiła pobiec po Kumi i Fureja.Kumi podeszła do obu z nich i stwierdziła, że oboje żyją lecz mają strzaskane kości. Lexer wstał,a Harytia natychmiast go zapytała:
-Dlaczego to zrobiłeś mogłeś zginąć. Przecież wiesz, ze mi na tobie zależy. - rozpłakała się Harytia
-Ukochana ja to zrobiłem by cię chronić ponieważ cię kocham nie mógł bym sobie wybaczyć jakby coś ci się stało - po tych słowach Lexer zemdlał
<Harytio co się stało kiedy zemdlałem/>
-Więc tam byłeś. Tylko dlaczego chcesz mnie zabić. - krzyknął wilk
Nagle Santer podeszedł do Haryti i powiedział:
-Oj Lexer Lexer jak cię wtedy zabił to twoja piękna żona miała by mnie a nie takie coś jak ty.
-Santer przegiąłeś. Harytio najdroższa odsuń się! - krzyknął Lexer
Wilk szedł w stronę Santera. Harytia starała się go zatrzymać lecz gdy zobaczyła gniew i ból w jego oczach odsunęła się.
-Ha ha więc walczymy.
Wilki żuciły się na siebie. Walka była wyrównana lecz rozpacz Lexer za ukochaną rodzina i Harytią dawała mu siłę. Lexer zrzucił Santera z przepaści lecz ten zdołał się go złapać i powiedział:
-Zanim zgine zabiorę cię ze sobą do grobu.
Oboje upadli i się nie ruszali. Zszokowana Alfa postanowiła pobiec po Kumi i Fureja.Kumi podeszła do obu z nich i stwierdziła, że oboje żyją lecz mają strzaskane kości. Lexer wstał,a Harytia natychmiast go zapytała:
-Dlaczego to zrobiłeś mogłeś zginąć. Przecież wiesz, ze mi na tobie zależy. - rozpłakała się Harytia
-Ukochana ja to zrobiłem by cię chronić ponieważ cię kocham nie mógł bym sobie wybaczyć jakby coś ci się stało - po tych słowach Lexer zemdlał
<Harytio co się stało kiedy zemdlałem/>
Od Santera-CD histori Harytii
-Lexer odejdź...
-Ale Lexer już poszedł?
-A to ty Santer.Nie rozumiem Lexera....
-Nie musisz go rozumieć.
-O co ci chodzi?
-O to że...Wiesz co może nie rozmawiajmy o tym przy innych wilkach.
-To morze chodź nad wodospad.Tam mało chodzi wilków.
-No to idziemy.
Poszliśmy nad wodospad.Zauważyłem że Alfa już się trochę uspokoiła ale wciąż była zdenerwowana.W każdej chwili potrafiłaby się na mnie rzucić.Wytłumaczyłem jej że nie musi się martwić o Lexera że to jest wilk taki jak każdy i że potrafiłby żyć bez niej.Widocznie Lexer to usłyszał bo wyskoczył za drzew.
-Mówiłem żebyś się do niej nie zbliżał.
-Ej przestańcie.-Powiedziała Alfa ja zignorowałem jej upomnienie.
----A ty Lexer?----
-Ale Lexer już poszedł?
-A to ty Santer.Nie rozumiem Lexera....
-Nie musisz go rozumieć.
-O co ci chodzi?
-O to że...Wiesz co może nie rozmawiajmy o tym przy innych wilkach.
-To morze chodź nad wodospad.Tam mało chodzi wilków.
-No to idziemy.
Poszliśmy nad wodospad.Zauważyłem że Alfa już się trochę uspokoiła ale wciąż była zdenerwowana.W każdej chwili potrafiłaby się na mnie rzucić.Wytłumaczyłem jej że nie musi się martwić o Lexera że to jest wilk taki jak każdy i że potrafiłby żyć bez niej.Widocznie Lexer to usłyszał bo wyskoczył za drzew.
-Mówiłem żebyś się do niej nie zbliżał.
-Ej przestańcie.-Powiedziała Alfa ja zignorowałem jej upomnienie.
----A ty Lexer?----
Od Harytii-CD historii
-Ale Lexer...
-No co on jest lepszy ode mnie?Co on ma czego ja nie mam?
-Wy naprawdę jesteście tacy sami.I masz go przeprosić.Bo jak nie...
-Jak nie to co!?
-Idź z tąd!Nie chcę cie widzieć.
-Ależ Harytio...
-Nie rozumiesz idź z tąd!
Zobaczyłam że poszedł ale po kilku minutach ktoś do mnie podszedł.
----Kto do mnie podszedł? ----
-No co on jest lepszy ode mnie?Co on ma czego ja nie mam?
-Wy naprawdę jesteście tacy sami.I masz go przeprosić.Bo jak nie...
-Jak nie to co!?
-Idź z tąd!Nie chcę cie widzieć.
-Ależ Harytio...
-Nie rozumiesz idź z tąd!
Zobaczyłam że poszedł ale po kilku minutach ktoś do mnie podszedł.
----Kto do mnie podszedł? ----
Od Lexer'a do Santer'a CD
-Dobrze przepraszam cie Harytio ,że Cie nie posłuchałem, ale ty
Santer zapomnij o moich przeprosinach!- krzyknął Lexer - i przestań się
podlizywać mojej kochanej i Alfie zarazem.
Spojrzałem z pogardą na Santera i zauważyłem jego wścibski uśmieszek.Podszedłem do niego i szepnąłem na ucho:
-Nie waż się tknąć mojej ukochanej. To mój teren i nie zapomnij kim jestem dla ciebie.
Santer się uśmiechną i szepnął:
-Haha więc wojna Lexer. Hym tak się zastanawiam czy jeszcze pamiętasz minę twojego ojca.
-Uważaj bo następnym razem się nie opanuję!
Santer wyszedł z groty a Harytia powiedziała:
-Nie wiem dlaczego go tak nie lubisz przecież przeprosił.
-Kochanie radzę ci na niego uważać on jest podstępnym wilkiem.
-Ale Lexer...
<Co takiego Alfo>
Spojrzałem z pogardą na Santera i zauważyłem jego wścibski uśmieszek.Podszedłem do niego i szepnąłem na ucho:
-Nie waż się tknąć mojej ukochanej. To mój teren i nie zapomnij kim jestem dla ciebie.
Santer się uśmiechną i szepnął:
-Haha więc wojna Lexer. Hym tak się zastanawiam czy jeszcze pamiętasz minę twojego ojca.
-Uważaj bo następnym razem się nie opanuję!
Santer wyszedł z groty a Harytia powiedziała:
-Nie wiem dlaczego go tak nie lubisz przecież przeprosił.
-Kochanie radzę ci na niego uważać on jest podstępnym wilkiem.
-Ale Lexer...
<Co takiego Alfo>
Od Lexer'a do Furej'a
-Więc to piękna i cudowna wilczyca to moja żoną. - zaśmiał się Lexer
-Miło mi jestem Harytia Alfa tej watahy i żona Lexera, a ty to kto?
-Yyyy jestem Furej kolega z dzieciństwa Lexera..
-No on jest dla mnie jak brat.- przerwał mu wilk - Jeśli pozwolisz kochana to ja idę dalej oprowadzać kolegę
Odeszli jakieś 30 metrów od Harytii po czym Furej powiedział:
-Więc to jest twoja żona ale ci się wilczyca trafiła.
-Żebyś wiedział jest wspaniała Alfą.
-A co do mnie to kogo byś mi polecił tak na poznanie.... wiesz o co chodzi. - zarumienił się Furej
-Wiem wiem więc słuchaj.
-Tak
-Fajne i wolne wilczyce to:Jacklyn, Leyla ,Pixy, Lili,Selene.
-Ich miana brzmią interesująco.
-Ale wiesz na podrywanie to już ci nie pomogę.Jesteś samcem dasz sobie radę- zaśmiał się Lexer
-Może zacznę od....
<Od kogo... :D >
-Miło mi jestem Harytia Alfa tej watahy i żona Lexera, a ty to kto?
-Yyyy jestem Furej kolega z dzieciństwa Lexera..
-No on jest dla mnie jak brat.- przerwał mu wilk - Jeśli pozwolisz kochana to ja idę dalej oprowadzać kolegę
Odeszli jakieś 30 metrów od Harytii po czym Furej powiedział:
-Więc to jest twoja żona ale ci się wilczyca trafiła.
-Żebyś wiedział jest wspaniała Alfą.
-A co do mnie to kogo byś mi polecił tak na poznanie.... wiesz o co chodzi. - zarumienił się Furej
-Wiem wiem więc słuchaj.
-Tak
-Fajne i wolne wilczyce to:Jacklyn, Leyla ,Pixy, Lili,Selene.
-Ich miana brzmią interesująco.
-Ale wiesz na podrywanie to już ci nie pomogę.Jesteś samcem dasz sobie radę- zaśmiał się Lexer
-Może zacznę od....
<Od kogo... :D >
Od Santera-CD historii Lexera
-Przepraszam.-Podszedłem do Harytii i ukłoniłem się,a dla Lexera rzuciłem szyderczy uśmiech.Widać że się wściekł.
-Wybaczam ci ale żeby to więcej razy się nie powtarzało.A ty Lexer nie musisz się na każdego rzucać.-Powiedziała Alfa.
-Naprawdę bardzo dziękuję za wybaczenie.Ale nie tylko ja powinienem ciebie przeprosić.W każdym razie to Lexer pierwszy rzucił się na mnie.-I jeszcze raz ukłoniłem się Alfie.Było widać że gdyby nie było tu Harytii to by znowu się na mnie rzucił.
-No właśnie Lexer przeproś Santera...
-No i oczywiście Harytię.Nie zapominaj także o niej.
----No Lexer przepraszaj----
-Wybaczam ci ale żeby to więcej razy się nie powtarzało.A ty Lexer nie musisz się na każdego rzucać.-Powiedziała Alfa.
-Naprawdę bardzo dziękuję za wybaczenie.Ale nie tylko ja powinienem ciebie przeprosić.W każdym razie to Lexer pierwszy rzucił się na mnie.-I jeszcze raz ukłoniłem się Alfie.Było widać że gdyby nie było tu Harytii to by znowu się na mnie rzucił.
-No właśnie Lexer przeproś Santera...
-No i oczywiście Harytię.Nie zapominaj także o niej.
----No Lexer przepraszaj----
CD historii-Od Lexera
-Eh szkoda o tym mówić. - westchnął Lexer
-Powiedz! - krzyknęła Harytia
-Aż tak bardzo chcesz wiedzieć dlaczego wdałem się w te bójkę to proszę bardzo powiem ci.
-A więc słucham.
-Pamiętasz jak mówiłem, że go skądś znam?
-Tak.
-No więc on był tam tamtej nocy kiedy zamordowaną moją rodzinę i ja wiem, że on coś ukrywa wiem, że on zna tamtą historie. To on stanął przede mną kiedy podbiegałem do konającego ojca. Dlatego go zaatakowałem i on...
Nagle do groty wszedł Santer i powiedział:
<Co takiego?>
-Powiedz! - krzyknęła Harytia
-Aż tak bardzo chcesz wiedzieć dlaczego wdałem się w te bójkę to proszę bardzo powiem ci.
-A więc słucham.
-Pamiętasz jak mówiłem, że go skądś znam?
-Tak.
-No więc on był tam tamtej nocy kiedy zamordowaną moją rodzinę i ja wiem, że on coś ukrywa wiem, że on zna tamtą historie. To on stanął przede mną kiedy podbiegałem do konającego ojca. Dlatego go zaatakowałem i on...
Nagle do groty wszedł Santer i powiedział:
<Co takiego?>
środa, 13 lutego 2013
Od Furej'a
Jestem tu nawet sporo czasu ale milczałem. Nie lubię się wychylać. Zacznę od początku jak doszyłem do tej watahy.
Była siarczysta zima. Wędrowałem z myślą o znalezieniu jakiejś partnerki. Niestety szukałem i szukałem. Pewnego dnia dotarłem nad urwisko. Zauważyłem jakiegoś wilka. Zobaczył mnie myślałem, że mnie zaatakuję. Podbiegł do mnie. Spojrzał mi w głąb moich oczu. Czułem jakby mnie badał wzrokiem od wewnątrz. Nagle się uśmiechnął. Bardzo się zdziwiłem. W końcu powiedział:
-Furej to naprawdę ty?- zapytał
-Tak a ty to kto?
-Nie kojarzysz mnie to ja Lexer!
-Lexer nie możliwe ty żyjesz?
-No i mam się całkiem dobrze, a co ty porabiasz?
-Eh znasz mnie szukam partnerki. - zaczerwieniłem się
-Oj nic się nie zmieniłeś. -zaśmiał się Alfa - Wiesz chodź za mną do mojej watahy jest tam interesujących wilczyc.
-Dzięki brachu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce. Moje oczy ujrzały piękną wilczyce.
-Yyy Lexer kto to ?
<Dokończysz Brachu>
Była siarczysta zima. Wędrowałem z myślą o znalezieniu jakiejś partnerki. Niestety szukałem i szukałem. Pewnego dnia dotarłem nad urwisko. Zauważyłem jakiegoś wilka. Zobaczył mnie myślałem, że mnie zaatakuję. Podbiegł do mnie. Spojrzał mi w głąb moich oczu. Czułem jakby mnie badał wzrokiem od wewnątrz. Nagle się uśmiechnął. Bardzo się zdziwiłem. W końcu powiedział:
-Furej to naprawdę ty?- zapytał
-Tak a ty to kto?
-Nie kojarzysz mnie to ja Lexer!
-Lexer nie możliwe ty żyjesz?
-No i mam się całkiem dobrze, a co ty porabiasz?
-Eh znasz mnie szukam partnerki. - zaczerwieniłem się
-Oj nic się nie zmieniłeś. -zaśmiał się Alfa - Wiesz chodź za mną do mojej watahy jest tam interesujących wilczyc.
-Dzięki brachu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce. Moje oczy ujrzały piękną wilczyce.
-Yyy Lexer kto to ?
<Dokończysz Brachu>
CD historii.-Od Harytii
-Nie martw się.Jak wprowadziłam Santera do groty to każda samica za nim się gapiła.
-Ty też.
-No wiesz trzeba go w końcu obserwować,nie?Sam przecież mówiłeś.
-Ale..
-Żadne ale. Idź już spać.
-Dobrze Alfo.
Po kilku minutach weszłam do groty ale Lexera już nie było.Byłam wściekła nagle usłyszałam warczenie.Od razu domyśliłam się że to Lexer.Szybko do nich dobiegłam.Zagryzali się na śmierć.No w sumie to Lexer zagryzał Santera.Odrzuciłam Lexera na bok.Po chwili wróciliśmy do groty a ja się zapytałam Laxera
-Całe szczęście że zdążyłam dać mu nieśmiertelność.A tak w ogóle.Co cię napadło by się z nim wdawać w bójkę?
----No właśnie co?----
-Ty też.
-No wiesz trzeba go w końcu obserwować,nie?Sam przecież mówiłeś.
-Ale..
-Żadne ale. Idź już spać.
-Dobrze Alfo.
Po kilku minutach weszłam do groty ale Lexera już nie było.Byłam wściekła nagle usłyszałam warczenie.Od razu domyśliłam się że to Lexer.Szybko do nich dobiegłam.Zagryzali się na śmierć.No w sumie to Lexer zagryzał Santera.Odrzuciłam Lexera na bok.Po chwili wróciliśmy do groty a ja się zapytałam Laxera
-Całe szczęście że zdążyłam dać mu nieśmiertelność.A tak w ogóle.Co cię napadło by się z nim wdawać w bójkę?
----No właśnie co?----
Od Lexer'a - CD historii od Haryti
-Hym skądś ko jeżę tego wilka ale nie wiem z skąd. Wiesz kochana ja bym go lekko poobserwował.- powiedział cicho Lexer
-Spokojnie ja mu ufam. - powiedziała Alfa pocierając nosek wilka
-Dobrze jak mu ty ufasz to i ja zaufam lecz i tak wole być ostrożny.
Następnego dnia postanowiłem się wybrać z nowym na przechadzek.
-A więc gdzie idziemy-zapytał
-A chce ci objaśnić co i jak. Pokazać nasze terytoriom.Noi zapoznać z innymi.
-Aha wiec nie masz złych zamiarów.
-Nie. Ale wiedz, że jak coś przeskrobiesz będzie niezbyt miło.- warknął Lexer
-Ok. Obiecuję, że nic nie będę złego wyczyniał.
Lexer przedstawił Santerowi wszystkie wilki.Powoli Lexer zaczął mu ufać wadził, że umie dogadać się z innymi wilkami.Wieczorem wilk wybrał się do swej ukochanej Harytii:
-Gdzie byłeś kochany- zapytała
-Aaa chciałem zapoznać Santera z naszymi zasadami. - westchnął
-A czy ty nie jesteś zazdrosny? - zaśmiała się wilczyca
-Ja nie skąd.. no może troszkę.
-Lexer...
<co takiego?>
-Spokojnie ja mu ufam. - powiedziała Alfa pocierając nosek wilka
-Dobrze jak mu ty ufasz to i ja zaufam lecz i tak wole być ostrożny.
Następnego dnia postanowiłem się wybrać z nowym na przechadzek.
-A więc gdzie idziemy-zapytał
-A chce ci objaśnić co i jak. Pokazać nasze terytoriom.Noi zapoznać z innymi.
-Aha wiec nie masz złych zamiarów.
-Nie. Ale wiedz, że jak coś przeskrobiesz będzie niezbyt miło.- warknął Lexer
-Ok. Obiecuję, że nic nie będę złego wyczyniał.
Lexer przedstawił Santerowi wszystkie wilki.Powoli Lexer zaczął mu ufać wadził, że umie dogadać się z innymi wilkami.Wieczorem wilk wybrał się do swej ukochanej Harytii:
-Gdzie byłeś kochany- zapytała
-Aaa chciałem zapoznać Santera z naszymi zasadami. - westchnął
-A czy ty nie jesteś zazdrosny? - zaśmiała się wilczyca
-Ja nie skąd.. no może troszkę.
-Lexer...
<co takiego?>
Historyjka od Harytii.
W nocy wyszłam z groty.Koś wył ale nie wiedziałam kto.Wycie dochodziło gdzieś z polany.Gdy na nią doleciałam zobaczyłam wilka
Była gwieździsta noc więc wyglądało to wspaniale..Nie widziałam nigdy tego wilka,no a przynajmniej nie na moich terenach.Pomyślałam że może on być samotny,że właśnie szuka watahy więc podeszłam i się zapytałam
-Czy szukasz watahy?Ja jestem Harytia.
-Witam ja jestem Santer.I na razie nie szukam watahy.
-Aha...
-Pewnie obudziłem ciebie?
-Nie i tak rozmyślałam...
-A o czym?Oczywiście jeżeli mogę wiedzieć.
-Myślałam o tym co by było jeżeli moi rodzice i brat jeszcze żyli.Mimo że inni mnie pocieszali że oni są moją rodziną to...
-To nie wystarcza by pomóc tej osobie.
-Skąd to wiedziałeś?
-Ja sam straciłem rodzinę...
-Współczuję...
-Ale pogodziłem się z tym pamiętaj że twoi rodzice i brat patrzą na ciebie z nieba.Oni pragną twojego szczęścia.
Popłakałam się,a on powiedział
-Nie płacz,twoje łzy w niczym ci nie pomogą.Ale pamiętaj oni są na górze i...
-Pragną twojego szczęścia.
-No właśnie.
-Nie chcesz się może zatrzymać się u nas?Z tego co widzę w przyszłości to to będzie burza.
-No to w sumie czemu nie może w końcu odnajdę właściwą watahę.
-Zobaczysz że nie pożałujesz.Ale pamiętaj żebyś z nikim się nie kłócił.
-Dobra to idziemy.
Doszliśmy po kilku minutach do groty.Wszystkie wilki zaczęły szczerzyć kły do Santera.A ja powiedziałam do nich
-Przestańcie.Santer zatrzyma się u nas na kilka dni jest możliwość że nawet dołączy do naszej watahy.I ma nie być bójek ani kłótni.
Przydzieliłam dla Santera miejsce do spania w jakimś rogu jaskini .Nagle do mnie podszedł/podeszła...
----Kto do mnie podszedł?----
Była gwieździsta noc więc wyglądało to wspaniale..Nie widziałam nigdy tego wilka,no a przynajmniej nie na moich terenach.Pomyślałam że może on być samotny,że właśnie szuka watahy więc podeszłam i się zapytałam
-Czy szukasz watahy?Ja jestem Harytia.
-Witam ja jestem Santer.I na razie nie szukam watahy.
-Aha...
-Pewnie obudziłem ciebie?
-Nie i tak rozmyślałam...
-A o czym?Oczywiście jeżeli mogę wiedzieć.
-Myślałam o tym co by było jeżeli moi rodzice i brat jeszcze żyli.Mimo że inni mnie pocieszali że oni są moją rodziną to...
-To nie wystarcza by pomóc tej osobie.
-Skąd to wiedziałeś?
-Ja sam straciłem rodzinę...
-Współczuję...
-Ale pogodziłem się z tym pamiętaj że twoi rodzice i brat patrzą na ciebie z nieba.Oni pragną twojego szczęścia.
Popłakałam się,a on powiedział
-Nie płacz,twoje łzy w niczym ci nie pomogą.Ale pamiętaj oni są na górze i...
-Pragną twojego szczęścia.
-No właśnie.
-Nie chcesz się może zatrzymać się u nas?Z tego co widzę w przyszłości to to będzie burza.
-No to w sumie czemu nie może w końcu odnajdę właściwą watahę.
-Zobaczysz że nie pożałujesz.Ale pamiętaj żebyś z nikim się nie kłócił.
-Dobra to idziemy.
Doszliśmy po kilku minutach do groty.Wszystkie wilki zaczęły szczerzyć kły do Santera.A ja powiedziałam do nich
-Przestańcie.Santer zatrzyma się u nas na kilka dni jest możliwość że nawet dołączy do naszej watahy.I ma nie być bójek ani kłótni.
Przydzieliłam dla Santera miejsce do spania w jakimś rogu jaskini .Nagle do mnie podszedł/podeszła...
----Kto do mnie podszedł?----
niedziela, 10 lutego 2013
Od Lili
Ostatnio w watasze nic, ale to nic się nie dzieje. Spokój. Cisza. Żadnych
przygód.Wręcz nikt do siebie się nie odzywa. Dziwnie się czuję w tej
sytuacji. Aby nieco się rozluźnić poszłam na klif. Uwielbiam zapach
bryzy. Lubię wyzwania. Chciałam spróbować zejść z klifu na dół.
Intrygował mnie podwodny świat. Schodziłam powoli. Ostrożnie. Nagle
spód nóg omsknął mi się kamień. Nie miałam, jak zejść w dół, ani
wspiąć się do góry. Zaczęłam krzyczeć:
-Na pomoc! Ratunku!-Nikt się nie zjawił.
Próbowałam trzymać się jak najmocniej, jednak
moje łapy powoli słabły. Nagle puściłam się. Szybko spadałam. Nie
wiem, co działo się dalej. Ocknęłam się na jakimś dużym kamieni
wystającym znad linii wody. Byłam półprzytomna, ale zdobyłam siły,
ażeby zmienić się w rybę. Pod tą postacią dostałam się na obce
tereny. Po drugiej stronie rzeki jest terytorium Watahy Słońca. Harytia
mi coś o tym wspominała. Doda, aby nie przekraczać granicy. Jednak coś
mnie podkusiło, żeby poznać te zakątki.
Najpierw zobaczyłam polanę. Jeszcze piękniejszy niż w Watasze Marzeń.
Była większa, a trawka na niej nie udeptana, jakby nikt po niej nie
chodził. Chwilę pohasałam. Później zwiedziłam las. Nie zaskoczył
mnie, aczkolwiek było w nim nieziemsko dużo grzybów. Zjadłam nawet
kilka. Miłą sielankę przerwały głosy z oddali. Skradałam się w ich
stronę. Schowana za drzewem patrzyłam obserwowałam ucztę. Wilki jadły
zapalczywie, zachłannie. Chciałam zobaczyć ich bliżej. W tym celu
zrobiłam krok w tył i wychyliłam się. Po moim ciężarem jedna
gałązka chrząknęła, łamiąc się. Wszystkie wilki to usłyszały i
poczęły biec w mą stronę. Długo nie zwlekając zmieniłam się w
geparda i zerwałam się do ucieczki. Pobiegłam na skróty do rzeki.
Migiem przepłynęłam na drugą stronę. Tym samym znalazłam się na
terenie mojej watahy. Tamte wilki mnie nie dogoniły. Ależ miałam farta.
Nie wiem, co mogłoby się stać, gdyby mnie złapały i uwięziły.
Czułam chęć opowiedzenia przygody całej watasze i ożywieniu atmosfery.
piątek, 8 lutego 2013
CD historii Harytii-Od Lili
Harytia zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, czy mogę jej
szczerze odpowiedzieć. Z jednej strony jest Samicą Alfa, jednak z
drugiej- nową moc odkryłam przypadkowo i tak naprawdę nie wiem, czy
wciaż ją posiadam. Postanowiłam jednak opowiedzieć Harytii całą
historię.
-Mam. Dowiedziałam się kilka dni temu. Potrafię przywoływać
myślami. Na razie wie o tym tylko Gen, ponieważ wszystko te
okoliczności mają związek z nim i Eddis.
-Aha, już rozumiem...
-Jak to?
-Przecież ja...
-Ach, umiesz czytać w myślach!-przerwałam jej.
-No właśnie.- to powiedziawszy Harytia uśmiechnęła się i dodała-
Ale na mnie już czas. Mam sporo obowiązków.
Pożegnałyśmy się. Poszłyśmy każda w inną stronę.
Kiedy przechadzałam się po lesie odczułam ból w kostce. Starałam
się o nim zapomnieć i szłam dalej. Niestety nie uszłam za daleko.
Ból tak się nasilił, że nie mogłam już dalej iść. Znajdowałam się
na polanie. Wolałam nie pozostawać w tym miejscu zbyt długo, gdyż z
pobliskiej rzeki mogliby wyłonić się wrogowie- wilki z innych
watah. Przemieniłam się w ptaka, ponieważ pod postacią zwierząt
lądowych nie dałabym rady przemieszczać się. Lecąc, co jakiś czas
odwracałam się za siebie, jak gdyby ktoś miał mnie śledzić. Nagle
straciłam przytomność. Kiedy obudziłam się leżałam pod drzewem.
Domyśliłam się, ze musiałam wpaść na i spaść na ziemię. Tym razem
zwichnęłam skrzydło.
-Jak nie noga to skrzydło! Co jeszcze może mnie spotkać?!-
warknęłam ze złością.
Mój głos odbił się od skał. Widocznie wszyscy musieli go usłyszeć,
gdyż po chwili otoczyła mnie cała Wataha Marzeń.
-Co się stało?- pytali wszyscy.
-Eh, nic takiego. Po prostu stało mi się coś w kostkę i nie mogłam
dalej iść, tak więc przemieniłam się w ptaka no i miałam bliskie
spotkanie z tym wielkim drzewem- powiedziałam, wskazując wielki
dąb.
-Przemień się w wilka, zaniesiemy się wszyscy razem-zaproponował
Lexer.
Nie widziałam innych rozwiązań, więc przystałam na propozycję.
Okazałam się być tak ciężka, że nie zdążyliśmy dojść do terenów
mieszkalnych przed burzą. Wiał silny wiatr, padał siarczysty
deszcz, a na dodatek co chwilę przelatywały nad nami jakieś
połamane gałęzie. Mimo to nie poddawali się i dalej, na zmiany,
wytrwale mnie nieśli. Dzięki kochanym przyjaciołom znalazłam się w
swojej jakże cieplutkiej i suchej jaskini. Tego dnia wiele się
nauczyłam. Zrozumiałam, że polegać na nich wszystkich polegać i im
ufać, że będą ze mną na dobre i na złe i nie opuszczą w potrzebie.
Wtedy naprawdę poczułam się honorowym członkiem watahy. Jakbym była
tam od zawsze, od samego początku... Ciekawe- jak to wszystko się
zaczęło?
Ogłoszenie-Od Alfy
Trzeba pisać historyjkę przynajmniej raz na tydzień.Jeżeli ktoś nie pisze,a mnie o tym nie powiadomił wyrzucam wilka z watahy.Jeżeli koś nie może pisać proszę mnie powiadomić.
Wasza Alfa,Harytia.
Wasza Alfa,Harytia.
Historyjka od Harytii
Wybrałam się nad wodospad by trochę popływać.Był świt,wyglądał wspaniale.Weszłam do wody i zaczęłam pływać.Nagle coś zaszeleściło w krzakach pomyślałam że to może był Lexer jednak poczułam inny zapach to była Lili.Chciałam zrobić jej psikusa,więc zatrzymałam czas.Wyszłam z wody i stałam się niewidzialna.Po kilku sekundach czas znowu płyną spokojnie,lecz Lili zrobiła zdziwioną minę,gdyż nie widziała mnie już w wodzie.Stanęłam za nią i powiedziałam:
-Witam.
A ona zakrzyczała myślałam że zaraz ogłuchnę.Przemieniłam się już w widzialną.
-Lili to ja Harytia.
-Przestraszyłaś mnie.To ja miałam przestraszyć ciebie.
-Szczerze to wątpię bym się wystraszyła mam wiele umiejętności więc raczej nie.Jedynie mogłabym udawać że się przestraszyłam.
-Ale jak to zrobiłaś że zniknęłaś z wody i pojawiłaś się za mną.
-Czas.
-Co czas?
-Jesteś jeszcze młoda...
-A co nie mogę wiedzieć?Nie ufasz mi?
-No ależ oczywiście że ci ufam.
-To mi powiedz.
-Dobra potrafię zatrzymywać czas.Dlatego nie chcieli mnie w żadnej watasze...
-Ale mówiłaś nam,że...
-Tak wiem ale to właśnie dlatego że potrafiłam zatrzymywać czas nie chcieli mnie w żadnej watasze.Byłam inna.W jestem jedyną wilczycą która potrafi zatrzymywać czas.Moja mama gdy miała mnie urodzić poszła do jakiegoś tam proroka,a on przepowiedział jej,że będę jako jedyny wilk na świecie mogła zatrzymywać czas.Nawet jeżeli ktoś ma moc kopiowania innych mocy to nie może skopiować tej.Tylko ty jak na razie wiesz o tym.
-Nawet Lexer o tym nie wie?
-Nie.
-Aha.
-A ty masz jakieś inne moce oprócz tych o których mi mówiłaś?
----Masz,Lili----
-Witam.
A ona zakrzyczała myślałam że zaraz ogłuchnę.Przemieniłam się już w widzialną.
-Lili to ja Harytia.
-Przestraszyłaś mnie.To ja miałam przestraszyć ciebie.
-Szczerze to wątpię bym się wystraszyła mam wiele umiejętności więc raczej nie.Jedynie mogłabym udawać że się przestraszyłam.
-Ale jak to zrobiłaś że zniknęłaś z wody i pojawiłaś się za mną.
-Czas.
-Co czas?
-Jesteś jeszcze młoda...
-A co nie mogę wiedzieć?Nie ufasz mi?
-No ależ oczywiście że ci ufam.
-To mi powiedz.
-Dobra potrafię zatrzymywać czas.Dlatego nie chcieli mnie w żadnej watasze...
-Ale mówiłaś nam,że...
-Tak wiem ale to właśnie dlatego że potrafiłam zatrzymywać czas nie chcieli mnie w żadnej watasze.Byłam inna.W jestem jedyną wilczycą która potrafi zatrzymywać czas.Moja mama gdy miała mnie urodzić poszła do jakiegoś tam proroka,a on przepowiedział jej,że będę jako jedyny wilk na świecie mogła zatrzymywać czas.Nawet jeżeli ktoś ma moc kopiowania innych mocy to nie może skopiować tej.Tylko ty jak na razie wiesz o tym.
-Nawet Lexer o tym nie wie?
-Nie.
-Aha.
-A ty masz jakieś inne moce oprócz tych o których mi mówiłaś?
----Masz,Lili----
środa, 6 lutego 2013
Od Gen'a - CD historii Jackie
Jackie przyniosła mi bandaże. Od razu zacząłem opatrywać sobie ramię. Wilczyca przypatrywała się przez jakiś czas moim poczynaniom. Kiedy zabrałem się za bandażowanie klatki piersiowej, pożegnała się i zniknęła między drzewami.
Dosłownie pół minuty później na polanę przy mojej jaskini wyszła Vitani. Zatrzymała się na widok ran, które właśnie zakrywałem bandażem.
-Jeny - odezwała się. - Kto cię tak urządził?
-Jackie, a co?
-JACKIE?!
-Zdziwienie, co?
-A za co?
-Łupnąłem jej łuskę Groma. I nie zdążyłem uskoczyć - uśmiechnąłem się pod nosem.
<Vitani, skończ?
Dosłownie pół minuty później na polanę przy mojej jaskini wyszła Vitani. Zatrzymała się na widok ran, które właśnie zakrywałem bandażem.
-Jeny - odezwała się. - Kto cię tak urządził?
-Jackie, a co?
-JACKIE?!
-Zdziwienie, co?
-A za co?
-Łupnąłem jej łuskę Groma. I nie zdążyłem uskoczyć - uśmiechnąłem się pod nosem.
<Vitani, skończ?
Od Jackie
Jackie szukała bandaży. Nadal czuła się winna, ale cieszył ją fakt, że Gen się nie gniewa. Dopiero Grom ją poratował: miał bandaże..! Uznacie to za dziwne, że smok posiada bandaże, ale Grom zawsze je miał.. no, odkąd dostrzegła w Jackie jej talent do ranienia się i wpadania w tarapaty. Odkąd pierwszy raz znalazł ją ledwo żywą i poranioną zawsze i nie mógł jej pomóc, trzymał bandaże w ogromnej "torbie", która wyglądała jak juki koni. Trzymał tam w zasadzie wszystko; kosztowności, diamenty zapasowe, czasem jedzenie na drogę, wspomniane już bandaże i wiele, wiele innych pamiątek i niezbędników.
Jackie wzięła bandaże i ruszyła do jaskini Gen'a. Nie zastała go tam, więc ułożyła się wygodnie przed nią i dalej trzymając bandaże w pysku czekała.
Po około 1,5 godziny wrócił Gen, potykając się i jęcząc. Był bardzo zmęczony i Jacklyn domyśliła się, że był u Eddis. Podbiegła do niego i przywitała się niewyraźnym "Mhmss", co miało znaczyć "cześć!". Mężczyzna zorientował się o co chodzi.
- Cześć - odpowiedział. - O, masz bandaże! Skąd je wzięłaś.
- Mhmok mhoma - powiedziała znów z frustracją. Rzuciła mu wymowne spojrzenie i w końcu zrozumiał.
- Ach, wybacz - powiedział biorąc bandaże z jej pyska.
- W końcu. - Jackie skrzywiła się.
- Co jest?
- Po prostu nienawidzę mieć płótna w pysku. Potem jest takie okropne uczucie, jak zęby są suche. - mruknęła oblizując się.
- Skąd wzięłaś bandaże?
- Grom ma wszystko. Jak się dziś czujesz?
- W porządku. - syknął. Akurat siadał przed jaskinią.
- A co tam u Eddis?
- Grom ją odwiedził. Zachowują się, jak para.
- Jeszcze nie wiesz? Oni są parą!
- Eddis mi się nie zwierza z takich rzeczy. - mruknął. Właśnie opatrywał sobie ramię.
<skończy ktoś?>
Jackie wzięła bandaże i ruszyła do jaskini Gen'a. Nie zastała go tam, więc ułożyła się wygodnie przed nią i dalej trzymając bandaże w pysku czekała.
Po około 1,5 godziny wrócił Gen, potykając się i jęcząc. Był bardzo zmęczony i Jacklyn domyśliła się, że był u Eddis. Podbiegła do niego i przywitała się niewyraźnym "Mhmss", co miało znaczyć "cześć!". Mężczyzna zorientował się o co chodzi.
- Cześć - odpowiedział. - O, masz bandaże! Skąd je wzięłaś.
- Mhmok mhoma - powiedziała znów z frustracją. Rzuciła mu wymowne spojrzenie i w końcu zrozumiał.
- Ach, wybacz - powiedział biorąc bandaże z jej pyska.
- W końcu. - Jackie skrzywiła się.
- Co jest?
- Po prostu nienawidzę mieć płótna w pysku. Potem jest takie okropne uczucie, jak zęby są suche. - mruknęła oblizując się.
- Skąd wzięłaś bandaże?
- Grom ma wszystko. Jak się dziś czujesz?
- W porządku. - syknął. Akurat siadał przed jaskinią.
- A co tam u Eddis?
- Grom ją odwiedził. Zachowują się, jak para.
- Jeszcze nie wiesz? Oni są parą!
- Eddis mi się nie zwierza z takich rzeczy. - mruknął. Właśnie opatrywał sobie ramię.
<skończy ktoś?>
Historyjka od Lili
Jackie podniosła mnie na duchu i na chwilę przestałam myśleć o Genie. Ta chwila nie trwała jednak długo. Już nie mogłam wytrzymać. Głowę mi rozsadzało.
Postanowiłam spotkać się z nim. Poszłam do jego groty. Niestety, nie zastałam go. Dalej udałam się do jamy Eddis. Znalazłam tam mocno poturbowanego Eugenidesa. Zamarłam ze strachu. Zauważył mnie i spojrzał głęboko w oczy. Troskliwie spytałam go o stan zdrowia. Nic nie odpowiedział. Już sam grymas jego twarzy wskazywał na to, że nieźle oberwał. W pierwszej chwili pomyślałam, że zasłużył na karę za swoje postępki, później jednak obudziła się we mnie czułość. Poczułam ukłucie w sercu. Pochyliłam się nad Gen’em i powiedziałam:
-Wstawaj, pomogę ci.
Parsknął śmiechem. Z trudnościami podniósł się samodzielnie. Wiedziałam, że nie dam rady z nim pogadać więc rzuciłam tylko krótko:
-Odprowadzę cię.
Od razu ruszył. Nie szedł szybko. Kilka razy potykał się. W końcu upadł. Wyciągnęłam do niego łapę, ale jej nie złapał. Zmieniłam się w homosapiensa i podniosłam go, stawiając na nogi. Powróciwszy do pierwotnej postaci, uśmiechnęłam się.
-Już dobrze?-zapytałam dla pewności.
-Tak. Dziękuję, jestem ci wdzięczny.
-Ktoś odegrał się na tobie za jakąś kradzież. Nóżka ci się podwinęła. Twój spryt zawiódł?-postawiłam pytanie retoryczne.-Niesłychane!-uśmiechnęłam się szyderczo.
-Śmiej się, śmiej.
-Ojej, przepraszam.
Nie usłyszałam odzewu. W ciszy dotarliśmy nad rzekę. Pomogłam mu wejść do wody i obmyć rady. Kilkakrotnie syknął, pewnie z bólu.
-Musi cię obejrzeć Kumi. Może wdać się zakażenie-ostrzegłam.
-Nie trzeba. Ale miło z twojej strony, że mi pomagasz. Mam u ciebie dług...
-A mógłbyś spełnić jedno moje życzenie?
-No pewnie- odrzekł heroicznie.
Po chwili dodał:
-Ojej, zapomniałem, że w jamie czekałem na Jackie! Miała mi przynieść bandaże.
-To przeze mnie. Pójdę jej poszukać i przeprosić.
< kto dokończy? :) >
Postanowiłam spotkać się z nim. Poszłam do jego groty. Niestety, nie zastałam go. Dalej udałam się do jamy Eddis. Znalazłam tam mocno poturbowanego Eugenidesa. Zamarłam ze strachu. Zauważył mnie i spojrzał głęboko w oczy. Troskliwie spytałam go o stan zdrowia. Nic nie odpowiedział. Już sam grymas jego twarzy wskazywał na to, że nieźle oberwał. W pierwszej chwili pomyślałam, że zasłużył na karę za swoje postępki, później jednak obudziła się we mnie czułość. Poczułam ukłucie w sercu. Pochyliłam się nad Gen’em i powiedziałam:
-Wstawaj, pomogę ci.
Parsknął śmiechem. Z trudnościami podniósł się samodzielnie. Wiedziałam, że nie dam rady z nim pogadać więc rzuciłam tylko krótko:
-Odprowadzę cię.
Od razu ruszył. Nie szedł szybko. Kilka razy potykał się. W końcu upadł. Wyciągnęłam do niego łapę, ale jej nie złapał. Zmieniłam się w homosapiensa i podniosłam go, stawiając na nogi. Powróciwszy do pierwotnej postaci, uśmiechnęłam się.
-Już dobrze?-zapytałam dla pewności.
-Tak. Dziękuję, jestem ci wdzięczny.
-Ktoś odegrał się na tobie za jakąś kradzież. Nóżka ci się podwinęła. Twój spryt zawiódł?-postawiłam pytanie retoryczne.-Niesłychane!-uśmiechnęłam się szyderczo.
-Śmiej się, śmiej.
-Ojej, przepraszam.
Nie usłyszałam odzewu. W ciszy dotarliśmy nad rzekę. Pomogłam mu wejść do wody i obmyć rady. Kilkakrotnie syknął, pewnie z bólu.
-Musi cię obejrzeć Kumi. Może wdać się zakażenie-ostrzegłam.
-Nie trzeba. Ale miło z twojej strony, że mi pomagasz. Mam u ciebie dług...
-A mógłbyś spełnić jedno moje życzenie?
-No pewnie- odrzekł heroicznie.
Po chwili dodał:
-Ojej, zapomniałem, że w jamie czekałem na Jackie! Miała mi przynieść bandaże.
-To przeze mnie. Pójdę jej poszukać i przeprosić.
< kto dokończy? :) >
CD historii Harytii-Od Lexer'a
-Wiesz Haryito ostatnio zauważyłem, że jesteś bardzo przygnębiona. Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.
-Och, Lexer bardzo tęsknie za moją rodziną. Brakuje mi ich i to bardzo.
-Wiem co czujesz. Mi też brakuje mojej rodziny, ale wiesz co mnie podtrzymuję na duchu.
-Co takiego?
-Ty Harytio i nasza wataha. Wy jesteście dla mnie jak kochająca rodzina.
Naglę Alfa zaczęła płakać. Objąłem ją i powiedziałem:
-Nie masz nad czym się użalać. Wszyscy tu jesteśmy twoją rodziną. Filarem, na którym możesz się wesprzeć. My wszyscy Ciebie kochamy - ja cię kocham i wieże w Ciebie.
-Oj Lexer, ty zawsze mnie rozumiałeś.
Haryia jeszcze bardziej zaczęła się do mnie wtulać. Wiedziałem co przeżywa jak bardzo tęskni.
-Kochana popatrz na mnie. Wiesz twoja rodzina jest teraz z tobą o w tym miejscu. - powiedział Lexer pokazując łapą na jej serce. - oni tam są razem z tobą i ciebie wspierają.
-Och, Lexer bardzo tęsknie za moją rodziną. Brakuje mi ich i to bardzo.
-Wiem co czujesz. Mi też brakuje mojej rodziny, ale wiesz co mnie podtrzymuję na duchu.
-Co takiego?
-Ty Harytio i nasza wataha. Wy jesteście dla mnie jak kochająca rodzina.
Naglę Alfa zaczęła płakać. Objąłem ją i powiedziałem:
-Nie masz nad czym się użalać. Wszyscy tu jesteśmy twoją rodziną. Filarem, na którym możesz się wesprzeć. My wszyscy Ciebie kochamy - ja cię kocham i wieże w Ciebie.
-Oj Lexer, ty zawsze mnie rozumiałeś.
Haryia jeszcze bardziej zaczęła się do mnie wtulać. Wiedziałem co przeżywa jak bardzo tęskni.
-Kochana popatrz na mnie. Wiesz twoja rodzina jest teraz z tobą o w tym miejscu. - powiedział Lexer pokazując łapą na jej serce. - oni tam są razem z tobą i ciebie wspierają.
Od Jackie - CD historii Gen'a
Gdy Gen wspomniał o chodzeniu bez ubrania Jackie zarumieniła się i speszyła, ale udało jej się to ukryć. Nie interesowało ją jego ludzkie ciało, ale po prostu poczuła się niezręcznie Zostawiła go przed jaskinią, zastanawiając się skąd wytrzasnąć bandaże.. Ruszyła przed siebie. Postanowiła, że spyta Kumiyoku. Wilczyca nie posiadała jednak takowych.. Jacklyn krążyła bezczynnie po terytorium.. w końcu wyszła poza nie. Puściła się sprintem przez równiny, zawróciła i ruszyła w przeciwną stronę. Znów przechodziła przez spaloną i zoraną smoczymi pazurami polanę koło rzeki. Nadal leżały tam kawałki smoczej zbroi, ale ktoś zajął się ju diamentami. Dobrze wiedziała kto. Jackie wyobraziła sobie błyszczące z zachwytu, na widok tylu diamentów, oczy Gena. Uśmiechnęła się i ruszyła dalej. Przeszła przez bród w rzece. Kręciła się po lesie, aż w końcu spotkała
<kogo?> ;P
<kogo?> ;P
wtorek, 5 lutego 2013
Od Gen'a - CD historii Jackie
-Nie chcę jej. Ja mam Eddis. Poza tym - uśmiechnąłem się. - za tą łuskę chyba nie zdobędę nowych ubrań, co nie?
-Chyba nie - odparła ze śmiechem. Spojrzała na moją poszarpana nogawkę, a ja uświadomiłem sobie, że nie mam też żadnej koszuli (oprócz tej zakrwawionej, całej w strzępach).
-Tylko nie wyobrażaj sobie Bóg wie czego, jeśli chodzi o te spodnie! - ostrzegłem.
-Czego na przykład? - przeniosła wzrok na moją poranioną pierś.
-Och, no nie wiem, że będę chodził bez nich? - parsknęliśmy śmiechem, ale wydawało mi się, że Jackie lekko się zarumieniła.
-No, to ja już sobie pójdę - powiedziała. Ruszyła w stronę swojej jaskini, ale na odchodnym rzuciła jeszcze:
-I lepiej znajdź sobie jakieś bandaże, bo krew może przyciągnąć nieproszonych gości!
<Jackie, skończysz?>
-Chyba nie - odparła ze śmiechem. Spojrzała na moją poszarpana nogawkę, a ja uświadomiłem sobie, że nie mam też żadnej koszuli (oprócz tej zakrwawionej, całej w strzępach).
-Tylko nie wyobrażaj sobie Bóg wie czego, jeśli chodzi o te spodnie! - ostrzegłem.
-Czego na przykład? - przeniosła wzrok na moją poranioną pierś.
-Och, no nie wiem, że będę chodził bez nich? - parsknęliśmy śmiechem, ale wydawało mi się, że Jackie lekko się zarumieniła.
-No, to ja już sobie pójdę - powiedziała. Ruszyła w stronę swojej jaskini, ale na odchodnym rzuciła jeszcze:
-I lepiej znajdź sobie jakieś bandaże, bo krew może przyciągnąć nieproszonych gości!
<Jackie, skończysz?>
Od Jackie - CD historii Gen'a
- Jesteś paskudny! - powiedziała z uśmiechem. Ulżyło jej. Szła sobie powoli
u jego boku. Ledwo chodził.. raz zachwiał się i musiała go przytrzymać..
Chwyciła za spodnie.. nogawka zatrzeszczała i po chwili została jej w
zębach.
- Ups.. - mruknęła. - Teraz wyglądasz jak zaatakowany przez jamnika. -
wyszczerzyła kły w uśmiechu.
- To moje ostatnie spodnie.. - Gen nie był zadowolony..
Szli przez chwilę w milczeniu, a Gen mocno się nad czymś zastanawiał. Po
chwili rzekł ze śmiechem :
- Masz rację, wyglądam jak zaatakowany przez przerośniętego jamnika! -
spojrzał na nią wymownie, a ona udała oburzoną.
- Mówisz o mnie? - spytała ze śmiechem..
- Możliwe.
Po kilka minutach dotarli do groty Jackie, która była położona z brzegu...
Gen był wykończony i ledwo chodził. Odprowadziła go do jego jaskini. Jackie
zauważyła, ze cały czas obserwował łuskę, która kołysała się na jej szyi.
Doszli i już mieli się rozejść, gdy Jackie wpadło coś do głowy..
- Słuchaj.. Tyle wycierpiałeś przez tą malutką łuskę.. chcesz ją?
- Nie.. jest dla ciebie za dużo warta.. rozszarpałaś mi przez nią pierś i
ramię. - opuściła uszy na te słowa.
- Tak, ale ja mam całą resztę. Weź ją, jeśli chcesz..
Gen zastanawiał się przez chwilę, po czym odparł:
<co powiedziałeś, Gen?>
Od Gen'a - CD historii Jackie
-Zastanowię się... - udałem obrażonego, ale już po chwili uśmiechnąłem się i szturchnąłem ją zdrową ręką. - Byłem w gorszych tarapatach. takie rany to dla mnie pikuś.
-Czyli się nie gniewasz? - spojrzała na mnie z nadzieją.
-Nieee, no co ty! To w końcu ryzyko zawodowe, nie? - mrugnąłem do niej i spróbowałem wstać, pomagając sobie nieuszkodzonym ramieniem. Nie było łatwo, ale w końcu się udało.
Spojrzałem na Jackie. Wciąż pluła, próbując pozbyć się żelaznego smaku mojej krwi z pyska. Zaśmiałem się.
-Co, tak źle smakuję? - spytałem i ruszyłem przed siebie.
<Jackie, dokończysz?>
-Czyli się nie gniewasz? - spojrzała na mnie z nadzieją.
-Nieee, no co ty! To w końcu ryzyko zawodowe, nie? - mrugnąłem do niej i spróbowałem wstać, pomagając sobie nieuszkodzonym ramieniem. Nie było łatwo, ale w końcu się udało.
Spojrzałem na Jackie. Wciąż pluła, próbując pozbyć się żelaznego smaku mojej krwi z pyska. Zaśmiałem się.
-Co, tak źle smakuję? - spytałem i ruszyłem przed siebie.
<Jackie, dokończysz?>
Od Jackie - CD historii Gen'a
Gen upadł i stracił przytomność.. jęknęła. Nie miała zamiaru go krzywdzić.. no, nie aż tak bardzo. Było jej przykro i bała się o niego. Podeszła i trąciła go nosem :
- Gen? Gen! - brak reakcji.
Starała się zatamować krew. Na klatce piersiowej jej się to udało, ale z ramieniem miała problem. Rany nie były zbyt głębokie, ale musiały boleć na tyle, że stracił przytomność. W końcu ramię też przestało krwawić. Jackie była cała we krwi.. Oczyściła ranę (niestety wylizując ją, co było dla niej traumatycznym przeżyciem) i spróbowała go wybudzić. Po chwili Gen ocknął się i jęknął.
- Żyjesz?
- Chyba.. - syknął z bólu po czym kontynuował - Masz łuskę?
- Mam. Leżałeś na niej. - odparła Jackie krzywiąc się. Jej pysk był umazany krwią. Podeszła do krzaczka jagód, który rósł sobie po drzewem. Splunęła i zjadła kilka owoców. Chciała zabić wstrętny smak potu.. i krwi.
- Tamowałaś krew? Bo wyglądasz, jakbyś wybiła pół armii Sounisa... - ponownie syknął z bólu.
- Dasz radę wstać? - mruknęła..
- Chyba...
Podeszła do niego i usiadła. Było jej wstyd.
- Przepraszam - szepnęła. - Nie chciałam... Nie gniewasz się? - popatrzała mu w oczy. W jej oczach odzwierciedlały się jej uczucia; boleść, smutek i wstyd...
<nie gniewasz się Gen?>
- Gen? Gen! - brak reakcji.
Starała się zatamować krew. Na klatce piersiowej jej się to udało, ale z ramieniem miała problem. Rany nie były zbyt głębokie, ale musiały boleć na tyle, że stracił przytomność. W końcu ramię też przestało krwawić. Jackie była cała we krwi.. Oczyściła ranę (niestety wylizując ją, co było dla niej traumatycznym przeżyciem) i spróbowała go wybudzić. Po chwili Gen ocknął się i jęknął.
- Żyjesz?
- Chyba.. - syknął z bólu po czym kontynuował - Masz łuskę?
- Mam. Leżałeś na niej. - odparła Jackie krzywiąc się. Jej pysk był umazany krwią. Podeszła do krzaczka jagód, który rósł sobie po drzewem. Splunęła i zjadła kilka owoców. Chciała zabić wstrętny smak potu.. i krwi.
- Tamowałaś krew? Bo wyglądasz, jakbyś wybiła pół armii Sounisa... - ponownie syknął z bólu.
- Dasz radę wstać? - mruknęła..
- Chyba...
Podeszła do niego i usiadła. Było jej wstyd.
- Przepraszam - szepnęła. - Nie chciałam... Nie gniewasz się? - popatrzała mu w oczy. W jej oczach odzwierciedlały się jej uczucia; boleść, smutek i wstyd...
<nie gniewasz się Gen?>
Od Gen'a - CD historii Jackie
-Z Eddis już w porządku. Dopadł ją jakiś dziad, ale Lili w porę mnie o tym poinformowała. A co do twojej rzeczy... - uśmiechnąłem się łobuzersko i okręciłem sobie rzemyk wokół palca.
-Oddawaj - warknęła i rzuciła się na mnie. Uskoczyłem w ostatniej chwili, jej zęby minęły mnie o milimetry. Zaśmiałem się.
-I czego się chichrasz?! - krzyknęła Jackie, znów skacząc w moją stronę. Tym razem jednak zareagowałem zbyt późno, i jej kły rozszarpały mi skórę na przedramieniu, a pazury rozorały klatkę piersiową. Rany zapiekły żywym ogniem. Upuściłem wisior i runąłem na ziemię. Ostatkiem sił ściągnąłem z siebie zakrwawioną koszulę, odsłaniając głębokie rozcięcia. Dobrze, że twarz mam całą, pomyślałem.
Jackie była zbyt zajęta szukaniem swojej łuski (kurde, jak to śmiesznie brzmi), znaczy się, łuski Groma, żeby zwrócić na mnie uwagę. Chyba nie zauważyła, że dzięki niej jestem cały pokaleczony.
Jęknąłem, próbując usiąść. Mroczki tańczyły mi przed oczami, a ramię i pierś piekły niemiłosiernie.
Dopiero wtedy Jackie odwróciła się w moją stronę, wściekła, ze przerwałem jej poszukiwania. Ale kiedy tylko zobaczyła, w jakim jestem stanie, wyraz jej pyska zmienił się z "zaraz cię rozszarpię!" (co i tak już zrobiła) na "OMG, co się stało?!". Podbiegła do mnie i powiedziała coś, ale nie zrozumiałem, co. Powieki same mi się zamknęły.
<Jackie, skończysz?>
-Oddawaj - warknęła i rzuciła się na mnie. Uskoczyłem w ostatniej chwili, jej zęby minęły mnie o milimetry. Zaśmiałem się.
-I czego się chichrasz?! - krzyknęła Jackie, znów skacząc w moją stronę. Tym razem jednak zareagowałem zbyt późno, i jej kły rozszarpały mi skórę na przedramieniu, a pazury rozorały klatkę piersiową. Rany zapiekły żywym ogniem. Upuściłem wisior i runąłem na ziemię. Ostatkiem sił ściągnąłem z siebie zakrwawioną koszulę, odsłaniając głębokie rozcięcia. Dobrze, że twarz mam całą, pomyślałem.
Jackie była zbyt zajęta szukaniem swojej łuski (kurde, jak to śmiesznie brzmi), znaczy się, łuski Groma, żeby zwrócić na mnie uwagę. Chyba nie zauważyła, że dzięki niej jestem cały pokaleczony.
Jęknąłem, próbując usiąść. Mroczki tańczyły mi przed oczami, a ramię i pierś piekły niemiłosiernie.
Dopiero wtedy Jackie odwróciła się w moją stronę, wściekła, ze przerwałem jej poszukiwania. Ale kiedy tylko zobaczyła, w jakim jestem stanie, wyraz jej pyska zmienił się z "zaraz cię rozszarpię!" (co i tak już zrobiła) na "OMG, co się stało?!". Podbiegła do mnie i powiedziała coś, ale nie zrozumiałem, co. Powieki same mi się zamknęły.
<Jackie, skończysz?>
Od Jackie
Jackie bardzo polubiła Lilię.. wilczyca miała taki sam problem jak ona.. tylko nie potrafiła sobie dać z nim rady. Po wielkiej uczcie Jackie wróciła do swojej jaskini, by założyć na szyję naszyjnik z łuską Groma. Ściągnęła go, by nie przeszkadzał jej w polowaniu i nie ubrudził się krwią. Nie było go. Nie było go ani w jaskini, ani przed nią. Zawyła z rozpaczy, bo łuska była dla niej baardzo cenna. Pochodziła z pierwszej wylinki Groma, a było to 20 lat temu, gdy mieli po pięć lat. Zastanawiała się właśnie nad jej obecnym położeniem, gdy uświadomiła sobie, co się stało.. GEN! Zastanowiła się chwilę i wszystko było jasne. Zołza wkradła się do niej, gdy była na polowaniu... i gorzko tego pożałuje. Była wściekła.. rozszarpie go. Ruszyła do jego jaskini, ale go nie zastała. Przepatrzyła wszystkie skrytki, ale łuski brak. Domyśliła się, że znów pływa.. już ona go nauczy, jak się kończy zabieranie jej rzeczy. Po drodze spotkała Lilię, która wlokła się powoli. Była zamyślona. - Widziałaś gdzieś Eugenidesa? - warknęła Jackie z trudem tłumiąc wściekłość. - Tak, jest u smoka. - mruknęła Lilia. Jej uczucia najwidoczniej nadal ją gryzły. - Coś się stało? - Nie nic.. po prostu mam ochotę zrobić mu krzywdę. - fuknęła i ruszyła dalej. Po chwili znalazła się na stoku góry i już z oddali dostrzegła wilka schodzącego na dół. Miał na szyi wisiorek.. JEJ łuskę!. syknęła ze złości.. Zaszła wilka od tyłu od tyłu i zaatakowała. - Co do?! - jęknął, gdy zwaliła go na bok i przyszpiliła do ziemi. Łuska wypadła z jego ręki. - Wytłumaczysz mi co robi u ciebie MÓJ naszyjnik? Uśmiechnął się łobuzersko w odpowiedzi. - Przyzwyczajaj się.. będzie tego więcej. - Tak? Już to widzę. - puściła go, a on usiadł nadal się uśmiechając. - Mnie nie powstrzymasz.. jestem najlepszy.. - Widzisz.. tylko szkoda by było, gdyby ktoś cię kiedyś pozbawił rąk... a ja jestem do tego zdolna - warknęła. Nadal była zła. Podeszła do swojego wisiorka i założyła go z trudem. - Co tam u Eddis? Słyszałeś coś może o niebezpieczeństwie, które jej grozi? I czy masz zamiar oddać moją rzecz, czy mam ściągnąć ci ten wisior na siłę? <Gen, dokończ > |
Od Gen'a
Jakiś czas siedziałem u Eddis. Nie miałem nic do roboty, więc gadałem z nią o wszystkim i o niczym. Taka gadka-szmatka. Po kilku godzinach przyleciał Grom, ulotniłem się więc dyskretnie, bo nie miałem zamiaru przeszkadzać dwóm wielkim, kilkutonowym bestiom. Ruszyłem w dół zbocza.
Szedłem już dobre pół godziny, kiedy nagle usłyszałem dźwięk łap, uderzających o miękką ściółkę. Ktoś chciał mnie zaatakować.
Zamiast przybierać pozycję obronną, zmieniłem się w człowieka i czym prędzej czmychnąłem na najbliższe drzewo. Miałem stamtąd świetny widok. Wyciągnąłem nóż z pochwy wiszącej przy pasie, tak na wszelki wypadek, gdyby jednak mój "napastnik" zorientował się, gdzie siedzę.
Wilk wyskoczył spomiędzy krzaków z głuchym warczeniem. Żołądek podszedł mi do gardła, bo okazało się, że to...
<No, kto to?>
Historyjka od Harytii-Rozmyślanie
Gdy poszłam na polanę podczas zachodu słońca zobaczyłam Lilię podeszłam do niej.Była smutna wiedziałam o co chodzi,żałowała że w ogóle znalazła tą skrzynię,bo gdyby nie ona to bym na nią nie nakrzyczała.
-Przepraszam.-Powiedziałam.
-Za co?
-No za to,że na ciebie nakrzyczałam,ale wiesz nie chcę by komuś z nas coś się stało.
-Rozumiem.-Wstała.-Idziesz ze mną na polowanie?
-Nie nie mogę.-Westchnęłam
-Dobrze to ja idę.
-No to idź.Smacznego.
-Dzięki.
I poszła,zostałam sama na polanie pokrytą zielenią.Myślałam o mojej watasze myślałam o wszystkim.Kiedy ona powstała,jak już długo się utrzymuje.Przypomniał mi się naszyjnik który dostałam od mamy.Za nim umarła żyłam szczęśliwa nie mówię że teraz nie jestem ale po prostu brakuje mi tamtych chwil.Ale czemu to dla mnie się przytrafiło czy to nie mogło się przytrafić komuś innemu?Jak to było że ja przeżyłam?Czemu los mi wybrał taką drogę?Czy nie mogłabym być kimś kogo moje życie nikogo nie obchodzi?Czemu ja w ogóle założyłam tą watahę dlatego że tęskniłam za rodziną.Czy może po po prostu chciałam innym pomóc.Czy ja chciałam by inni nie cierpieli tak ja teraz,żeby mieli nową rodzinę,nowe życie?Pewnie tak.Ale jednak oni nie zawsze będą mi zastępować mojej dawnej rodziny.Nie mam już tego szczęścia co inni,moje życie jest już zniszczone jest niemal że martwe,tylko miła Lila i ukochany Lexer stoją mi na przeszkodzie by nie odejść z tego świata,ponieważ nie potrafię ich zostawić samych.Ciągle mi się śni jak przeciskam się przez kraty i jak mama każe mi uciekać.Czemu ich zostawiłam,czemu nie zostałam i nie umarłam przy najbliższych?Czemu nie mogę tego odwrócić?Tak bardzo chciałabym zobaczyć ich jeszcze ten jeden raz i pójść z nimi na polowanie,śmiać się i opowiadać różne historie przy upolowanej zwierzynie.Tylko raz ten jeden raz.Po patrzyłam na mój amulet w niczym niczego nie przypominał.Czemu mama mi go dała,by mi ich przypominał nic mi nie mówiła go dając.Czy...Nagle na polanę przybiegł Lexer
-Czego chcesz!?
----No właśnie czego Lexer?----
-Przepraszam.-Powiedziałam.
-Za co?
-No za to,że na ciebie nakrzyczałam,ale wiesz nie chcę by komuś z nas coś się stało.
-Rozumiem.-Wstała.-Idziesz ze mną na polowanie?
-Nie nie mogę.-Westchnęłam
-Dobrze to ja idę.
-No to idź.Smacznego.
-Dzięki.
I poszła,zostałam sama na polanie pokrytą zielenią.Myślałam o mojej watasze myślałam o wszystkim.Kiedy ona powstała,jak już długo się utrzymuje.Przypomniał mi się naszyjnik który dostałam od mamy.Za nim umarła żyłam szczęśliwa nie mówię że teraz nie jestem ale po prostu brakuje mi tamtych chwil.Ale czemu to dla mnie się przytrafiło czy to nie mogło się przytrafić komuś innemu?Jak to było że ja przeżyłam?Czemu los mi wybrał taką drogę?Czy nie mogłabym być kimś kogo moje życie nikogo nie obchodzi?Czemu ja w ogóle założyłam tą watahę dlatego że tęskniłam za rodziną.Czy może po po prostu chciałam innym pomóc.Czy ja chciałam by inni nie cierpieli tak ja teraz,żeby mieli nową rodzinę,nowe życie?Pewnie tak.Ale jednak oni nie zawsze będą mi zastępować mojej dawnej rodziny.Nie mam już tego szczęścia co inni,moje życie jest już zniszczone jest niemal że martwe,tylko miła Lila i ukochany Lexer stoją mi na przeszkodzie by nie odejść z tego świata,ponieważ nie potrafię ich zostawić samych.Ciągle mi się śni jak przeciskam się przez kraty i jak mama każe mi uciekać.Czemu ich zostawiłam,czemu nie zostałam i nie umarłam przy najbliższych?Czemu nie mogę tego odwrócić?Tak bardzo chciałabym zobaczyć ich jeszcze ten jeden raz i pójść z nimi na polowanie,śmiać się i opowiadać różne historie przy upolowanej zwierzynie.Tylko raz ten jeden raz.Po patrzyłam na mój amulet w niczym niczego nie przypominał.Czemu mama mi go dała,by mi ich przypominał nic mi nie mówiła go dając.Czy...Nagle na polanę przybiegł Lexer
-Czego chcesz!?
----No właśnie czego Lexer?----
Lili poznaje Jackie-CD
Jak dotąd, dobrze poznałam zaledwie 3 wilki z watahy: Harytię-
samicę Alfa, Lexer’a- jej partnera oraz Gen’a. Resztę widywałam
tylko od czasu do czasu. Najczęściej na polowaniach.
Dziś miałam okazję obcować z Jackie. Spotkałyśmy się przy jaskini.
Chwilę porozmawiałyśmy. Od razu rozgryzła, co mnie gnębi.
Następnego dnia Harytia wysłała nas na polowanie. Znalazłyśmy stado
dzików- 2 samce, 2 samice i kilka małych warchlaków. Zbudowałyśmy
małą łódkę, a raczej tratwę, na którą przełożyłyśmy zabitą
dziczyznę. Zabijanie znowu sprawiało mi przyjemność, obudziły się
na nowo instynkty zabójcy. Zepchnęłyśmy tratwę do wody i powoli
ciągnęłyśmy. Po udanych połowach mogłyśmy chwilę pogawędzić.
-Dobre mięso będzie z tych dzików-zaczęłam.
-A z pewnością- powiedziała z uśmiechem na twarzy Jackie.
Na pierwszy rzut oka, to bardzo pozytywna postać. Ciągle jest
wesoła i patrzy optymistycznie na świat.
-Ja niedawno należę do tej watahy...
-Początki są trudne.
-Coś o tym wiem. Nie mogę dogadać się z pewnym wilkiem.
-Niech zgadnę. Czy to Gen?
-Bingo. Jesteś bardzo spostrzegawcza- zaśmiałam się.
-Haha-odpowiedziała na mój chichot.-Z nim wszystko jest
skomplikowane. Już Ci mówiłam...
-Ale słyszałam, że ty masz z nim dobre stosunki. Zazdroszczę.
Zależy mi na jego przyjaźni. Ojej, zwierzam ci się. Przepraszam-
powiedziałam z rumieńcami na twarzy.
-Nic nie szkodzi. Pewnie nie masz jeszcze do mnie zaufania-
zauważyła.
-Owszem. Jestem nieufna w stosunku do wszystkim nowo poznanych
wilków.
-Rozumiem, nawet nie wiesz jak dobrze cię rozumiem.
Przerwałyśmy rozmowę. Usłyszałyśmy trzask gałązki. Zza odległych
drzew wyłoniła się Harytia.
-Hej, witajcie!-krzyknęła z oddali.
-Cześć, kochaniutka- powiedziałam.
-Cześć-odpowiedziała po mnie, jak echo, Jacklyn.
-Co porabiacie? Połowy udane? Przybyłam pomóc wam zaholować
zdobycze do lasu, gdzie czeka ognisko. Dziś zjemy pieczone mięso.
-Upolowałyśmy stado dzików-odpowiedziałam z dumą.
-Uuu!-powiedziała Harytia, patrząc na tratwę- starczy chyba na dwa
dni!
Przypomniało mi się, że chciałam opowiedzieć Harytii mój sen.
-Mogę wam coś opowiedzieć? Nie będziecie się śmiać?-Wyjąkałam lekko
zdenerwowana.
-Ależ skąd!- odpowiedziała z oburzeń, że mogę je o to posądzać
Jackie.
-No dobrze. Otóż miała dziwny sen...
-Znam się trochę na snach- rzuciła Harytia.
-Śnił mi się Gen. Och, to głupie. Aż wstyd mi kończyć.
-Mów!-krzyknęła zaciekawiona Jacklyn.
-Leżałam z nim na polanie. Rozmawialiśmy i w ogóle nie padały żadne
uszczypliwe słówka. To była prawdziwa rozmowa przyjaciół. Nagle on
spojrzał na mnie. Zbliżył się. A ja odskoczyłam przestraszona jego
intencjami. Powiedziałam: „Wskakuj do wody“. I oboje znaleźliśmy
się w rzece- miejscu, gdzie doszło do naszego pierwszego spotkania
i pierwszej scysji.
-I co dalej?- szepnęła cicho zainteresowana opowieścią Harytia.
-Nic... Obudziłam się.
-Szkoda. Ale cóż, skupmy się na ciągnięciu tratwy-zakończyła
Jackie.
Przytaknęłam i zaczęłam jeszcze bardziej przykładać się do
wykonywanej pracy. Wszystkie trzy przyspieszyłyśmy. Kiedy wilki z
watahy ujrzały nas na horyzoncie, zaczęła cieknąć im ślinka, bowiem
wyczuły zapach świeżej zdobyczy.
Po uczcie, zbliżyła się do mnie Harytia i poprosiła mnie, abyśmy
poszły w spokojniejsze miejsce. Chciała mi coś powiedzieć.
-Zastanawiałam się nad tym, co ci się przyśniło. Twój sen można
interpretować na trzy sposoby:albo Gen planuje kolejną kradzież
twojej własności, albo zrani cię albo...- przerwała na chwilę.
Głośno przełknęła ślinę i dokończyła-albo się zakochałaś.
-Eh... Wszystkie te wersje wydają się nieprawdopodobne, wręcz
irracjonalne. Nawet jeśli się zakochałam, to bez wzajemności-
dodałam przygnębionym głosem po chwili milczenia.
Zakończenie historii Gen'a od Lili
Była noc, nie mogłam spać. Ciągle myślałam o Genie... On mnie tak
strasznie nie lubi. Zresztą, nie dziwię mu się. Powiedziałam mu
parę słów za dużo. Nie, co ja plotę. Powiedziałam prawdę. Ugh,
myśli mi się plątały! Sama nie wiedziałam, co mam sądzić.
Na dodatek martwiłam się o Eddis. Musiałam iść jej pilnować. Zły
czarodziej-William- mógł zjawić się w każdej chwili i skrzywdzić
smoczycę. Pędziłam do jej jamy przez klif, a później przedzierałam
się przez chaszcze. Nie było ani chwili do stracenia. Biegłam, ile
tchu w piersiach aż dotarłam na miejsce, niestety za późno. Eddis
była uwięziona w klatce, a na horyzoncie nie widziałam nikogo, kto
mógłby pomóc mi w walce z czarnoksiężnikiem. Ukryłam się w
zaroślach. Czekałam, aż zjawi się William. W duszy bardzo chciałam,
aby obok mnie zjawił się Gen. Potrzebowałam jego pomocy. To sprytny
i przebiegły wilk, z pewność wymyśliłby jakiś plan działania. Co
mam robić?
-Gen, zjaw się. Gen, wysłuchaj mych myśli. Gen!- prosiłam, sama nie
wiem do kogo i po co.
Postanowiłam zbliżyć się do zamkniętej Eddis.
-Ej!-szepnęłam niskim tonem.
-Kim jesteś?-jestem z Watahy Marzeń. Przyszłam ci na pomoc-
powiedziałam cichutko, zbliżając się do klatki.
Wnet usłyszałam głośne chrząknięcie. Za moimi plecami słyszałam
kroki. Bałam się odwrócić. Przyjęłam pozycję bojową. Nie było
czasy, aby się przemienić w najdrapieżniejsze zwierzę. Odskoczyłam
w bok. Stanęłam twarzą w twarz z okrutnym czarnoksiężnikiem. Śmiał
mi się w oczy. Skrzywiłam się i powiedziałam:
-Ze mną nie wygrasz.
Rzuciłam się na niego. Rozszarpałam jego pelerynę, dobrałam się do
żył. Przecięłam kilka pazurami. Nagle coś we mnie pękło.
Znieruchomiałam. Wbiłam tylko pazury w jego okropną twarz, po czym
rzekłam przez zaciśnięte zęby:
-Gdybym nie była sama, rozszarpałabym cię na strzępy!
Odwróciłam się, chciałam uwolnić Eddis. Kiedy otwierałam klatkę,
krzyknęła:
-Uwaga!
Nie zdążyłam się odwrócić i obronić. William związał mnie, nie
miałam pola do popisu. Rozpaczliwie jęknęłam:
-Gen, gdybyś tu był...
Wypowiedziawszy te słowa, usłyszałam wycie wilka. To Gen-
pomyślałam.
-Wypuść je!- usłyszeliśmy groźny głos.
-Hahaha- zaśmiał się William- Bo co mi zrobisz?
Gen w tym momencie zniknął, aby po chwili jego łapy znalazły się na
szyi okrutnego czarodzieja.Nie mógł wydusić słowa. Wyrywał się,
miotał, ale Gen był silniejszy. Powoli dusił czarnoksiężnika. W
końcu stary runął na ziemię. Nasz dzielny złodziej uwolnił mnie z
pęt oraz otworzył klatkę Eddis.
-Nic ci nie jest, kochana- zwrócił się do smoczycy.
-Nie, ale tylko dzięki tej młodej wilczyczy.
-A to dziwne...-odparł niewzruszenie Gen.
-Nie mogłam ci wszystkiego powiedzieć. Postanowiłam sama działać i
stanąć w obronie Eddis. Wykonałam zadanie dzięki twojej pomocy.
Pójdę już. Dobranoc.
-Zaczekaj!- krzyknął wilk, gdy byłam już przy wyjściu z jamy smoka.
-O co chodzi?
-Dziękuję, że mnie wezwałaś, Lili.
-Słyszałeś moje wołania?
-Tak.
-Nadzwyczajne! Odkryłam nową moc!- krzyknęłam radośnie.
Gen tylko się uśmiechnął. Pożegnaliśmy się, jak na znajomych
przystało i oddaliłam się w stronę legowiska. Kiedy dotarłam na
miejsce, już robiło się widno. Zmęczona walką z czarnoksiężnikiem
położyłam się,a powieki same się zamknęły. Miałam piękny
sen... Opowiem go jutro Harytii. Może będzie wiedzieć, co on
oznacza.
poniedziałek, 4 lutego 2013
Od Jackie - CD Historii Gen'a
Wskoczyła na bombę i opryskał ją. Udawała wkurzoną, ale nie dała rady. Wybuchnęła śmiechem. Wygłupiali się dość długo. Jackie była zmęczona, więc położyła się na brzegu. Ziewnęła. Gen usiadł koło niej. Spojrzała na niego, z dołu doskonale widać było Dar. Dostrzegł, że obserwuje klejnot i sięgnął do niego łapą.
- Co, budzą się złodziejskie instynkty w naszej księżniczce? - spytał z łajdackim uśmiechem.
- Chciałbyś. - powiedziała z uśmiechem. - I nie jestem księżniczką. Serio, przestań mnie tak nazywać, złodziejaszku. - teraz to on warknął.
- Co, budzą się złodziejskie instynkty w naszej księżniczce? - spytał z łajdackim uśmiechem.
- Chciałbyś. - powiedziała z uśmiechem. - I nie jestem księżniczką. Serio, przestań mnie tak nazywać, złodziejaszku. - teraz to on warknął.
Od Jackie
-Nie ma za co - mruknęła Jackie słabym głosem. - to tylko króciutka przebieżka. - zmusiła się do uśmiechu. Nawet usta się jej sprzeciwiały. Czuła, ze zaraz padnie.
Wrócili do reszty, a Jackie zaraz się położyła. Gdy następnego dnia wstała, nikogo już nie było.. no, oprócz Sofosa i maga, ale oni spali. Przeciągnęła się i jęknęła. Miała okropne zakwasy... bolało ją WSZYSTKO. Ziewnęła i ruszyła do wodopoju. W połowie drogi dostrzegła oburzoną Lilię, która pędziła przed siebie. Minęła Jackie bez słowa, więc ta ją zignorowała.. -' Pewno sprawy sercowe'- pomyślała z rozbawieniem. Ruszyła dalej i po chwili spostrzegła Gen'a z równie oburzoną miną, co Lilia. Jego grymas prawie doprowadził ją do histerycznego śmiechu. Przetruchtała koło niego mówiąc : - Cześć Romeo! Gen fuknął i stał dalej, a ona pobiegła do wodopoju dusząc się ze śmiechu. Ten dzień zapowiadał się wyjątkowo dobrze. Nie miała nic do roboty, słonko świeciło, a humor jej dopisywał.. czego chcieć więcej? Stanęła nad wodą i napiła się wody. Wróciła i położyła się przed jaskinią. Po chwili podeszła do niej Lilia.. - Hej Jackie - powiedziała niepewnie. - Hej. Coś się stało? - Mhm.. tak. Lilia wytłumaczyła Jackie sytuację. Powiedziała też o zagrożeniu Eddis, co najbardziej zainteresowało wilczycę. - Nie przejmuj się. Każda normalna osoba musi się na kimś wyżyć.. biedne sarny, ale przynajmniej będzie co jeść.. - uśmiechnęła się do niej. - A Gen'em się nie przejmuj. Trzeba mieć do niego sporo cierpliwości.. <dokończysz, Lilia?> |
Od Gen'a
Zastanawiałem się nad słowami Lili. Co grozi Eddis? Jakie niebezpieczeństwo?
Ale najbardziej męczyły mnie jej ostatnie słowa - że nic nie może mnie zmienić. Że gdybym mógł to ukradłbym majątek własnej matce.
Taa, fajnie, tylko że moja matka nie żyje!
Była królową złodziejek, więc nawet gdybym chciał ją okraść, to nie odważyłbym się tego zrobić. Zbyt ją szanowałem...
Ale nikomu, powtarzam NIKOMU nie pozwolę się w ten sposób obrażać! Może i jestem złodziejem, może i nie jestem zbyt otwarty, ale mam swój honor i swoją godność!!!
I umiem kochać.
Kochałem swojego ojca, zanim kazał mi wstąpić do wojska.
Kochałem swoją ojczyznę, zanim zostałem zdradzony.
Kochałem swoją matkę, zanim zginęła. I kocham ją nadal.
I NIE JESTEM podrzędnym złodziejem. Jestem NAJLEPSZYM złodziejem, jaki stąpał po tej ziemi.
To prawda, czasem bywam oschły. Nie otwieram się przed każdym, kto o to poprosi. Ale taki już jestem. Muszę taki być. Każdy złodziej musi taki być.
Nie jestem bez uczuć, ale ona chyba tego nie zauważyła...
<Lili, skończ>
Ale najbardziej męczyły mnie jej ostatnie słowa - że nic nie może mnie zmienić. Że gdybym mógł to ukradłbym majątek własnej matce.
Taa, fajnie, tylko że moja matka nie żyje!
Była królową złodziejek, więc nawet gdybym chciał ją okraść, to nie odważyłbym się tego zrobić. Zbyt ją szanowałem...
Ale nikomu, powtarzam NIKOMU nie pozwolę się w ten sposób obrażać! Może i jestem złodziejem, może i nie jestem zbyt otwarty, ale mam swój honor i swoją godność!!!
I umiem kochać.
Kochałem swojego ojca, zanim kazał mi wstąpić do wojska.
Kochałem swoją ojczyznę, zanim zostałem zdradzony.
Kochałem swoją matkę, zanim zginęła. I kocham ją nadal.
I NIE JESTEM podrzędnym złodziejem. Jestem NAJLEPSZYM złodziejem, jaki stąpał po tej ziemi.
To prawda, czasem bywam oschły. Nie otwieram się przed każdym, kto o to poprosi. Ale taki już jestem. Muszę taki być. Każdy złodziej musi taki być.
Nie jestem bez uczuć, ale ona chyba tego nie zauważyła...
<Lili, skończ>
Od Jackie
Jackie dosłyszała przytłumiony przez drzewa krzyk Gen'a. Pobiegła w tamtą
stronę. Stanęła, jak wryta. Eugenides stał tam podtrzymując jakiegoś
człowieka. Domyśliła się, że to ten jego przyjaciel.. -' Tylko gdzie
jest drugi..?'- przemknęło jej przez głowę.
-Potem ci wyjaśnię, ale teraz sprowadź Groma. Sofos i mag potrzebują pomocy. NATYCHMIAST.
Chłopak osunął się na ziemię.
- Gdzie jest ten drugi?
- Jakieś pół kilometra wzdłuż rzeki, na północ.
- Idę po niego. Po drodze wezwę Groma.. Czy ktoś ich ściga?
- Tak. Ci żołnierze o których ci opowiadałem.
- Grom będzie zachwycony! - powiedziała z uśmiechem. - Do zobaczenia.
Mówiąc to ruszyła pędem do rzeki. Gdy do niej dotarła skierowała się na północ wzywając Groma krzykiem. Pokonała już większą część dystansu, gdy usłyszała odpowiedź; Grom leciał kilka kilometrów nad nią. Wiedział już o wszystkim.
Po chwili smok zaryczał. Dostrzegł starca i dał jej na niego namiary. Skręciła i znalazła mężczyznę leżącego na piachu. Był brudny i wychudzony. Podeszła do niego i sprawdziła, czy oddycha. Żył. Spróbowała go ocucić liżąc go po twarzy. Poruszył się i po chwili otworzył oczy. Grom krążył nad nimi. Starzec był tak wątły i kościsty, że Jackie bez problemu mogłaby go unieść.. gdyby tylko dał radę się utrzymać na jej grzbiecie. Mężczyzna zmierzył spojrzeniem Jackie, a następnie spróbował wstać. Dał radę usiąść, ale nic po za tym. Jeszcze raz spojrzał na Jackie i spytał:
- Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś?
- Jestem Jacklyn, przyjaciółka Eugenidesa. Jesteś bezpieczny. Zabiorę cię stąd.
- Mił.. - urwał. Jego wzrok spoczął na drugim brzegu rzeki. Jackie również spojrzała w tamta stronę. Dostrzegła dość dużą grupę żołnierzy - wilków.. Uśmiechnęła się. -' Grom będzie zachwycony..'- pomyślała.
- Musisz uciekać. Zatrzymam ich - oświadczył staruszek.
- Nie trzeba.. mój przyjaciel to zro.. - teraz to ją przytkało. Wyżej, nad żołnierzami unosiła się czerwonozłota bestia; smok. Prawie dorównywał Gromowi wzrostem i miał zbroję. Grom miał tylko diamentową osłonę na brzuch, ale tamten miał zbroję na całym ciele. Dała o tym znać Gromowi. Nie był zachwycony.
- Mój smok ich zatrzyma. Dasz radę iść, czy wziąć cię na plecy?
Staruszek w odpowiedzi spróbował wstać. Zachwiał się i musiała go podtrzymać.
- Nie dasz rady biec, a oni nas dopadną. - jęknęła Jackie. Kątem oka dostrzegła, jak Grom spada z rykiem i plując ogniem na wrogiego smoka, przyszpilając go przy tym do ziemi. Przygnietli kilku żołnierzy i zaczęli się toczyć. - Wskakuj mi na plecy. Dasz radę się utrzymać?
- Spróbuję.
Przykucnęła, a staruszek usiadł na jej grzbiecie. Podniosła się i jęknęła. Był cięższy, niż się spodziewała. Z trudem ruszyła truchtem. Zasyczała z bólu. Mag wyrywał jej sierść z karku.. Gen wisi jej ogromną przysługę. Przystanęła na skraju lasu i oglądnęła się za siebie. Smoki walczyły, rozsiewając wszędzie płomienie i diamenty. Z czerwonozłotej bestii odpadła zbroja, która leżała teraz wszędzie. Grom miał na pysku i tułowiu kilka niegroźnych ran, natomiast jego przeciwnik mocno krwawił.. Pierwsi z żołnierzy przeprawili się przez bród. Jackie ruszyła pędem przez las. Krzyknęła z całej siły do Groma, odkrzyknął jej i była już spokojna. Powiedział jej, że da radę. Za sobą słyszała pościg, przed sobą miała las.. tyle możliwości do ucieczki! Żołnierze niespecjalnie ją martwili, aż do momentu, gdy znaleźli się parę metrów od niej. Nie da rady uciec ze staruszkiem, ale nie zostawi go na pastwę losu. Skręciła gwałtownie i skierowała się nad jeziorko. Było tam dużo ryb.. i wydr. Na tych ostatnich zależało jej najbardziej, bo kopały norki. Po chwili znalazła odpowiednio dużą norkę i przysiadła. Mag zsunął się z jej pleców.
- Schowaj się w norze i nie wychodź. - wysapała. - Odciągnę ich i wrócę.
Mężczyzna skinął głową i wczołgał się do kryjówki, a wilczyca ruszyła pędem naprzeciw żołnierzom. Najwyraźniej ją zgubili, bo musiała im się pokazać. Jej plan był prosty; odciągnąć ich od starca i terytorium watahy, a potem zgubić. Dostrzegli ją i jeden z nich zamienił się w człowieka.. wymierzył w nią kuszą, którą towarzysz miał wcześniej na plecach. Jęknęła. Wiedziała co to jest i jak to się może skończyć..
- Stój!
Przystanęła, obserwując cały czas faceta z kuszą.
- Jesteś aresztowana za pomoc zdrajcy! - odezwał się jeden z wilków. Był dobrze zbudowany i miał na plecach wyszywaną herbem "pelerynkę".. oprócz tego nie nosił już nic, w przeciwieństwie do innych. Wilczyca uznała, że to musi być dowódca.
- To był zdrajca? - spytała. Udawała, że nic nie wie, by zdobyć trochę czasu. Zrobił krok do tyłu. Za sobą miała drzewo, chciała się za nim ukryć. Bełt był nadal wycelowany w jej pierś, ale nikt chyba nie dostrzegł różnicy w jej położeniu.
- Dobrze wiemy, że go znasz.. i że masz Dar!
- Że co mam?
- Nie przeginaj. - ton dowódcy zabrzmiał groźnie. Wiedziała, że nie zawaha się wydać rozkazu, którego się obawiała. - Jeśli się poruszysz jeszcze jeden raz to zginiesz. - jęknęła w odpowiedzi. Jednak zauważyli.
- Poddaj się, bo strzelę. - warknął człowiek i poprawił chwyt kuszy.
Stała, jak wryta, gdy nagle w krzakach za strzelcem coś się poruszyło. Po chwili na polankę wypadła locha z młodymi. Prawie weszła na kusznika. Była bardzo nieostrożna i mężczyzna musiał uskoczyć. Dziki ruszyły do ucieczki, a kusznik szybko podniósł kuszę.. wystrzelił, ale było za późno. Bełt przeszły powietrze tuż nad uchem Jackie, gdy ta ruszyła pędem przez las. Tym razem była sama, mogła pokazać, na co ją stać w dziedzinie biegania. Szybko zostawiła pogoń w tyle, ale zarówno wyczerpanie, jak i poczucie obowiązku nie pozwoliły jej zgubić napastników. Skierowała się na równiny, w stronę jamy Groma. Tamtejsze góry były wyjątkowo niebezpieczne i zdradliwe.. chyba, ze się je znało. Ledwo przebiegła ostatni dystans, który dzielił ją od lasu na stoku góry. Zaczęła piąć się wzwyż, słaniając się na nogach. Pościg był coraz bliżej. Zakrzyknęła po smoczemu, ale Grom nie mógł jej pomóc. Nadal walczył.. teraz już w powietrzu.. Jackie zastanawiała się nad tym, jak czują się Mag, Gen i ten chłopiec. Ostatnia prosta i wyjdzie na kamienista polankę. Idealne miejsce. Pogoń Był już tylko kilka metrów od niej, gdy wilczyca skręciła gwałtownie w bok. Ruszył wąską ścieżką.. po prawej miała strome zbocze, na którym rosły gęsto drzewa iglaste, a po lewej widziała kontynuację zbocza. Tyle, że bardziej stromą i w dół. Zmusiła swe zmęczone nogi do truchtu.. nie wiedziała, jak wróci do domu. Pogoń zbliżała się coraz bardziej, ale ona wiedziała, gdzie iść. Puściła ostatni, wyczerpujący sprint i zostawiła żołnierzy daleko w tyle. Zeskoczyła ze ścieżki na dół i czołgała się, skulona pod nią w występie skalnym. Góry te były bardzo dziwne.. Ni skaliste, ni zwykłe. Czołgała się powoli, cicho, a nad sobą słyszała człapanie wilków. Czołgała się jeszcze trochę, by mieć pewność, że ją minęli. Po chwili wstała i weszła na ścieżkę. Ruszyła szybko do ścieżki głównej i dalej w dół. Czołganie dało jej chwilę wytchnienia. Nie miała odwagi zaryczeć do Groma. Przez równiny przeszła ostatkiem sił. Stanęła przy rzece, na brzegu było pełno krwi, diamentów i części zbroi smoczej. Byli też martwi żołnierze. Trawa i drzewa wokół były zwęglone i jeszcze ciepłe. Napiła się wody i przeprawiła się przez rzekę. Dostrzegła Groma, który leciał w stronę gór. Najwyraźniej wygrał. Dostrzegł ją i zaryczał. Nie chciał jednak, by odpowiedziała. Nie zrobiłaby tego nawet bez uprzedzenia, ale w porządku. Ruszyła przez las i dotarła do miejsca, z którego wyruszyła. Gen czekał tam, ale bez chłopca.. najwyraźniej wilki z watahy się nim zajęły. Gdy tylko ją zobaczył, podszedł do niej.
- Gdzie mag?
- Nad jeziorem. Nie dałam rady go przynieść. -Jackie ledwo chodziła i była cała podrapana. Krwawiła, bo podczas szalonego pędu kilka razy zaczepiła o dziką różę, malinę lub jeżynę. - Zaprowadzę cię.
- Dasz radę?
Kiwnęła głową i ruszyła. Gen poszedł za nią.
<dokończysz, Gen?>
-Potem ci wyjaśnię, ale teraz sprowadź Groma. Sofos i mag potrzebują pomocy. NATYCHMIAST.
Chłopak osunął się na ziemię.
- Gdzie jest ten drugi?
- Jakieś pół kilometra wzdłuż rzeki, na północ.
- Idę po niego. Po drodze wezwę Groma.. Czy ktoś ich ściga?
- Tak. Ci żołnierze o których ci opowiadałem.
- Grom będzie zachwycony! - powiedziała z uśmiechem. - Do zobaczenia.
Mówiąc to ruszyła pędem do rzeki. Gdy do niej dotarła skierowała się na północ wzywając Groma krzykiem. Pokonała już większą część dystansu, gdy usłyszała odpowiedź; Grom leciał kilka kilometrów nad nią. Wiedział już o wszystkim.
Po chwili smok zaryczał. Dostrzegł starca i dał jej na niego namiary. Skręciła i znalazła mężczyznę leżącego na piachu. Był brudny i wychudzony. Podeszła do niego i sprawdziła, czy oddycha. Żył. Spróbowała go ocucić liżąc go po twarzy. Poruszył się i po chwili otworzył oczy. Grom krążył nad nimi. Starzec był tak wątły i kościsty, że Jackie bez problemu mogłaby go unieść.. gdyby tylko dał radę się utrzymać na jej grzbiecie. Mężczyzna zmierzył spojrzeniem Jackie, a następnie spróbował wstać. Dał radę usiąść, ale nic po za tym. Jeszcze raz spojrzał na Jackie i spytał:
- Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś?
- Jestem Jacklyn, przyjaciółka Eugenidesa. Jesteś bezpieczny. Zabiorę cię stąd.
- Mił.. - urwał. Jego wzrok spoczął na drugim brzegu rzeki. Jackie również spojrzała w tamta stronę. Dostrzegła dość dużą grupę żołnierzy - wilków.. Uśmiechnęła się. -' Grom będzie zachwycony..'- pomyślała.
- Musisz uciekać. Zatrzymam ich - oświadczył staruszek.
- Nie trzeba.. mój przyjaciel to zro.. - teraz to ją przytkało. Wyżej, nad żołnierzami unosiła się czerwonozłota bestia; smok. Prawie dorównywał Gromowi wzrostem i miał zbroję. Grom miał tylko diamentową osłonę na brzuch, ale tamten miał zbroję na całym ciele. Dała o tym znać Gromowi. Nie był zachwycony.
- Mój smok ich zatrzyma. Dasz radę iść, czy wziąć cię na plecy?
Staruszek w odpowiedzi spróbował wstać. Zachwiał się i musiała go podtrzymać.
- Nie dasz rady biec, a oni nas dopadną. - jęknęła Jackie. Kątem oka dostrzegła, jak Grom spada z rykiem i plując ogniem na wrogiego smoka, przyszpilając go przy tym do ziemi. Przygnietli kilku żołnierzy i zaczęli się toczyć. - Wskakuj mi na plecy. Dasz radę się utrzymać?
- Spróbuję.
Przykucnęła, a staruszek usiadł na jej grzbiecie. Podniosła się i jęknęła. Był cięższy, niż się spodziewała. Z trudem ruszyła truchtem. Zasyczała z bólu. Mag wyrywał jej sierść z karku.. Gen wisi jej ogromną przysługę. Przystanęła na skraju lasu i oglądnęła się za siebie. Smoki walczyły, rozsiewając wszędzie płomienie i diamenty. Z czerwonozłotej bestii odpadła zbroja, która leżała teraz wszędzie. Grom miał na pysku i tułowiu kilka niegroźnych ran, natomiast jego przeciwnik mocno krwawił.. Pierwsi z żołnierzy przeprawili się przez bród. Jackie ruszyła pędem przez las. Krzyknęła z całej siły do Groma, odkrzyknął jej i była już spokojna. Powiedział jej, że da radę. Za sobą słyszała pościg, przed sobą miała las.. tyle możliwości do ucieczki! Żołnierze niespecjalnie ją martwili, aż do momentu, gdy znaleźli się parę metrów od niej. Nie da rady uciec ze staruszkiem, ale nie zostawi go na pastwę losu. Skręciła gwałtownie i skierowała się nad jeziorko. Było tam dużo ryb.. i wydr. Na tych ostatnich zależało jej najbardziej, bo kopały norki. Po chwili znalazła odpowiednio dużą norkę i przysiadła. Mag zsunął się z jej pleców.
- Schowaj się w norze i nie wychodź. - wysapała. - Odciągnę ich i wrócę.
Mężczyzna skinął głową i wczołgał się do kryjówki, a wilczyca ruszyła pędem naprzeciw żołnierzom. Najwyraźniej ją zgubili, bo musiała im się pokazać. Jej plan był prosty; odciągnąć ich od starca i terytorium watahy, a potem zgubić. Dostrzegli ją i jeden z nich zamienił się w człowieka.. wymierzył w nią kuszą, którą towarzysz miał wcześniej na plecach. Jęknęła. Wiedziała co to jest i jak to się może skończyć..
- Stój!
Przystanęła, obserwując cały czas faceta z kuszą.
- Jesteś aresztowana za pomoc zdrajcy! - odezwał się jeden z wilków. Był dobrze zbudowany i miał na plecach wyszywaną herbem "pelerynkę".. oprócz tego nie nosił już nic, w przeciwieństwie do innych. Wilczyca uznała, że to musi być dowódca.
- To był zdrajca? - spytała. Udawała, że nic nie wie, by zdobyć trochę czasu. Zrobił krok do tyłu. Za sobą miała drzewo, chciała się za nim ukryć. Bełt był nadal wycelowany w jej pierś, ale nikt chyba nie dostrzegł różnicy w jej położeniu.
- Dobrze wiemy, że go znasz.. i że masz Dar!
- Że co mam?
- Nie przeginaj. - ton dowódcy zabrzmiał groźnie. Wiedziała, że nie zawaha się wydać rozkazu, którego się obawiała. - Jeśli się poruszysz jeszcze jeden raz to zginiesz. - jęknęła w odpowiedzi. Jednak zauważyli.
- Poddaj się, bo strzelę. - warknął człowiek i poprawił chwyt kuszy.
Stała, jak wryta, gdy nagle w krzakach za strzelcem coś się poruszyło. Po chwili na polankę wypadła locha z młodymi. Prawie weszła na kusznika. Była bardzo nieostrożna i mężczyzna musiał uskoczyć. Dziki ruszyły do ucieczki, a kusznik szybko podniósł kuszę.. wystrzelił, ale było za późno. Bełt przeszły powietrze tuż nad uchem Jackie, gdy ta ruszyła pędem przez las. Tym razem była sama, mogła pokazać, na co ją stać w dziedzinie biegania. Szybko zostawiła pogoń w tyle, ale zarówno wyczerpanie, jak i poczucie obowiązku nie pozwoliły jej zgubić napastników. Skierowała się na równiny, w stronę jamy Groma. Tamtejsze góry były wyjątkowo niebezpieczne i zdradliwe.. chyba, ze się je znało. Ledwo przebiegła ostatni dystans, który dzielił ją od lasu na stoku góry. Zaczęła piąć się wzwyż, słaniając się na nogach. Pościg był coraz bliżej. Zakrzyknęła po smoczemu, ale Grom nie mógł jej pomóc. Nadal walczył.. teraz już w powietrzu.. Jackie zastanawiała się nad tym, jak czują się Mag, Gen i ten chłopiec. Ostatnia prosta i wyjdzie na kamienista polankę. Idealne miejsce. Pogoń Był już tylko kilka metrów od niej, gdy wilczyca skręciła gwałtownie w bok. Ruszył wąską ścieżką.. po prawej miała strome zbocze, na którym rosły gęsto drzewa iglaste, a po lewej widziała kontynuację zbocza. Tyle, że bardziej stromą i w dół. Zmusiła swe zmęczone nogi do truchtu.. nie wiedziała, jak wróci do domu. Pogoń zbliżała się coraz bardziej, ale ona wiedziała, gdzie iść. Puściła ostatni, wyczerpujący sprint i zostawiła żołnierzy daleko w tyle. Zeskoczyła ze ścieżki na dół i czołgała się, skulona pod nią w występie skalnym. Góry te były bardzo dziwne.. Ni skaliste, ni zwykłe. Czołgała się powoli, cicho, a nad sobą słyszała człapanie wilków. Czołgała się jeszcze trochę, by mieć pewność, że ją minęli. Po chwili wstała i weszła na ścieżkę. Ruszyła szybko do ścieżki głównej i dalej w dół. Czołganie dało jej chwilę wytchnienia. Nie miała odwagi zaryczeć do Groma. Przez równiny przeszła ostatkiem sił. Stanęła przy rzece, na brzegu było pełno krwi, diamentów i części zbroi smoczej. Byli też martwi żołnierze. Trawa i drzewa wokół były zwęglone i jeszcze ciepłe. Napiła się wody i przeprawiła się przez rzekę. Dostrzegła Groma, który leciał w stronę gór. Najwyraźniej wygrał. Dostrzegł ją i zaryczał. Nie chciał jednak, by odpowiedziała. Nie zrobiłaby tego nawet bez uprzedzenia, ale w porządku. Ruszyła przez las i dotarła do miejsca, z którego wyruszyła. Gen czekał tam, ale bez chłopca.. najwyraźniej wilki z watahy się nim zajęły. Gdy tylko ją zobaczył, podszedł do niej.
- Gdzie mag?
- Nad jeziorem. Nie dałam rady go przynieść. -Jackie ledwo chodziła i była cała podrapana. Krwawiła, bo podczas szalonego pędu kilka razy zaczepiła o dziką różę, malinę lub jeżynę. - Zaprowadzę cię.
- Dasz radę?
Kiwnęła głową i ruszyła. Gen poszedł za nią.
<dokończysz, Gen?>
CD historii Gen'a-Od LIli
Po ostatnich wydarzeniach wiedziałam, że niedługo los złączy
moją drogę z Gen’a. W końcu umiem przewidywać przyszłość. Tak jak
zwykle, i tym razem moje moce mnie nie zawiodły. Już dnia
następnego spotkałam tego złodzieja. Znacznie szybciej, niż
przypuszczałam.
Kiedy wyszłam z lasu, zobaczyłem stojącego tyłem. Głowę zwróconą
miał do góry. Spojrzałam na niebo, a na jego tle ujrzałam smoka-
piękny okaz. Nagle Gen odwrócił się i spojrzał na mnie. Na jego
twarzy zobaczyłam złość. Odezwałam się pierwsza:
-Cześć.
-Co? Znowu coś zgubiłaś?
-Eh... Nie. I przestań. Chciałabym się z tobą bliżej poznać-
odpowiedziałam, lekko zawstydzona.-Wiem, że w głębi nie jesteś taki
oschły, nieprzyjemny... I zdaję sobie sprawę, że wiesz, jak twój
urok osobisty działa na wilczyce. Ale nie ze mną te numery.
-Poznać bliżej? Mnie?
-Owszem. Masz coś przeciwko?
-Tak.
Jego odpowiedź mnie zdziwiła. Posmutniałam.
-No dobrze. W takim razie już sobie pójdę... Nie będę ci
przeszkadzać. A co do tego smoka, to radzę ci troszczyć się jego
bezpieczeństwo, jeśli ci na nim zależy. A właściwie na niej, bo to
smoczyca.
-Skąd to wszystko wiesz?-zapytał zaciekawiony.
-Jeszcze nie słyszałeś o moich mocach?-uśmiechnęłam się, po czym
dodałam-Przewiduję przyszłość. Dzięki temu wiem, jaki los nas
czeka, jednakże nie nadużywam mojego daru. Teraz widzę potrzebę
powiadomienia cię o niebezpieczeństwie, które zagraża Eddis.
Powinieneś być mi wdzięczny, Eugenidesie.
-Wszyscy mówią na mnie Gen.
-Przyjaciele-odparłam.- A ja nie mogę się za niego uważać. Nie
chcę. Dobrze, że tak szybko przekonałam się, jaki jesteś na prawdę.
Należysz do podrzędnych złodziei, gdybyś mógł, ukradłbyś majątek
własnej matce... Chcesz mi coś ukraść? Okej, zgoda. Ale ja mogę się
przed tym ustrzec. Mogę spełnić groźbę i złoić ci skórę.
Tylko po co? Nikt nigdy cię nie zmini. Nawet miłość.
W tym momencie poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Odwróciłam
się i pobiegłam przed siebie, Gen nie próbował mnie zatrzymywać.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ukryć przed światem, odejść z
watahy. Jednak jakaś wewnętrzna siła odwróciła moje myśli i
poczułam głód. Jakby nigdy nic, udałam się na polowanie. Trafiłam
na trop dużego stada saren. Z pazernością wymordowałam wszystkie.
Co do sztuki. Odkryłam w sobie zabójcę. Bo nikt o zdrowych zmysłach
nie pozbawia życia niewinnych istot. Hmm... Czyżbym przez niego
oszalała? Co się dzieje? Muszę wrócić do siedziby watahy... Może
Kumi, jako nestor medyny,mi coś poradzi? Albo Harytia?
Historia od Jackie
Coraz
to inne wilki dołączały do watahy. Każdy wilk był wyjątkowy. Jackie
najbardziej z wilczyc lubiła Harytii. W watasze były tylko dwa samce:
Lexer i Gen. Eugenides zauroczył Jacklyn. Głupio się z tym czuła.. nie
wiedziała co z tym zrobić. Postanowiła, że to zignoruje.
Następne kilka dni były podobne, jak krople wody. Jackie wstawała, szła się napić i wracała. Polowanie, jedzenie i lenistwo. Wieczorem spacer z kimś ze stada. Czyli jednym słowem: NUDA. Wilczyca nienawidziła nudy. Nieznośne uczucie narastało i czuła, że musi się komuś wygadać. Nie miała zamiaru jednak mówić tego wilkowi. Nie miała zaufania do członków stada. Nie aż tak dużego. Nie chciała mówić tego Gen'owi, bo nie była gotowa na związek. Nie chciało jej się jeszcze z kimś wiązać.. bycie singlem jest prostsze. Tak sobie to przynajmniej tłumaczyła. Postanowiła, że wyżali się Gromowi. Wspinała się po zarośniętym sosnami stoku góry, rozmyślając o Gen'ie.. o miłości. Znów postarała się wytłumaczyć sobie, że nie chce, nie jest gotowa i za dużo z tym kłopotów.. "Łżesz!" - głosik w jej głowie stawał się coraz bardzie dokuczliwy. Mówił jej jednak prawdę. Powtarzał jej tę prawdę już od wielu dni... Doszła w końcu do celu. Tym razem weszła do jaskini bez większych ceremonii. Smok spał, chrapiąc cicho.. (jeśli chrapanie dziesięciometrowej bestii może być ciche).. Położyła się koło jego pyska i czekała, aż się obudzi. Po kilku minutach smok uchylił ogromną powiekę. - Jackie! Kiedy przyszłaś? - Niedawno. Dobrze się spało.. - Mhm.. - mruknął ziewając. - Kiedy wróciłeś? - Dziś koło północy. - Jak tam Eddis? Dobrze się wam układa? - Tak. Pojutrze znów do niej lecę. - Cudownie! - Jackie nie ukrywała radości. - A jak tam złodziej? - Nijak. - jej ton zaraz się zmienił. Opowiedziała mu o swoich zawiłych uczuciach. Smok w odpowiedzi parsknął śmiechem. - Wypchaj się.. - mruknęła obrażona. - Och, nie gniewaj się. - Trącił ją ogromnym nosem tak, że prawie zwalił ją z nóg. Warknęła, ale się rozchmurzyła. Przesiedziała u Groma kilka godzin. Gdy wychodziła, zmierzchało. Bez pośpiechu zeszła z góry, a potem potruchtała do domu. Położyła się w swojej jaskini i leżała, myśląc o wszystkim. Wizyta u Groma ukoiła jej nerwy i już się nie przejmowała. Miała gdzieś swoje uczucia. Nie da sobą rządzić. Po północy stwierdziła, że chce się jej pić. Ruszyła do wodopoju. Stanęła nad wodą i zaczęła pić, potem zanurzyła pysk w wodzie, dla ochłody. Noc była upalna, a wszędzie latały komary i świetliki. Było bardzo pięknie i postanowiła, że posiedzi chwilę nad wodą. Po chwili usłyszała szelest i na polanę wszedł Gen. Zmarkotniała. -' Jeszcze ciebie tu brakowało!'- warknęła w myślach. - Cześć! - przywitał się. - Hej. - odpowiedziała bez entuzjazmu. - Ładnie tu. Coś się stało? - Nie, nic się nie stało. - uśmiechnęła się. Zwalczyła uczucia i wygrała ze sobą. <dokończ Gen, ok?> |
|
Od Gen'a - CD Historii Jackie
Pobiegłem za Jackie. Była wyraźnie zmęczona, ale nie narzekała.
Dotarliśmy do brzegu. Wilczyca podeszła do jednej z wydrzych nor i zajrzała do środka. Powiedziała coś, ale nie do końca zrozumiałem, co, bo cały jej pysk był ukryty w dziurze, i wyciągnęła głowę.
Już po chwili ze środka wygramolił się z wyraźnym trudem mag. Zmieniłem się w człowieka i pomogłem mu wyjść.
-Genie - szepnął i uściskał mnie serdecznie. -Dobrze cię widzieć.
-Myślałem, że nie żyjecie.
-Cudem uszliśmy z życiem - przyznał mężczyzna. I opowiedział mi o ich ucieczce z więzienia. Kiedy skończył, dodał jeszcze:
-Całe szczęście, że Sofos cię znalazł. I dziękuję ci za ratunek i pomoc, Jacklyn - tu zwrócił się do samicy, a ona odparła:
<Jackie, co odparłaś?>
Dotarliśmy do brzegu. Wilczyca podeszła do jednej z wydrzych nor i zajrzała do środka. Powiedziała coś, ale nie do końca zrozumiałem, co, bo cały jej pysk był ukryty w dziurze, i wyciągnęła głowę.
Już po chwili ze środka wygramolił się z wyraźnym trudem mag. Zmieniłem się w człowieka i pomogłem mu wyjść.
-Genie - szepnął i uściskał mnie serdecznie. -Dobrze cię widzieć.
-Myślałem, że nie żyjecie.
-Cudem uszliśmy z życiem - przyznał mężczyzna. I opowiedział mi o ich ucieczce z więzienia. Kiedy skończył, dodał jeszcze:
-Całe szczęście, że Sofos cię znalazł. I dziękuję ci za ratunek i pomoc, Jacklyn - tu zwrócił się do samicy, a ona odparła:
<Jackie, co odparłaś?>
Od Gen'a - CD Historii Jackie
Przyjrzałem się jej uważnie. Coś ją gryzło, ale nie leżało w mojej naturze pytać, co to takiego. Podszedłem więc do brzegu i napiłem się wody. Czułem na sobie jej wzrok.
Hm, a może by się tak trochę popisać?
Potruchtałem między drzewa. Po chwili stałem już na skale po drugiej stronie jeziora. Jackie mnie nie zauważyła, wziąłem więc rozpęd i skoczyłem, drąc się na całe gardło "JERONIMO!!!"
Kiedy wpadłem do wody, od razu wypłynąłem na powierzchnię i spojrzałem na wilczycę. Była cała mokra (najlepiej na świecie robię skoki "na bombę") i patrzyła na mnie spode łba. Zrobiłem minę niewiniątka i chlapnąłem ją wodą w pysk. Jeszcze przez chwilę była poważna, ale potem zaczęła się śmiać. A ja razem z nią.
<Jackie, skończysz?>
Hm, a może by się tak trochę popisać?
Potruchtałem między drzewa. Po chwili stałem już na skale po drugiej stronie jeziora. Jackie mnie nie zauważyła, wziąłem więc rozpęd i skoczyłem, drąc się na całe gardło "JERONIMO!!!"
Kiedy wpadłem do wody, od razu wypłynąłem na powierzchnię i spojrzałem na wilczycę. Była cała mokra (najlepiej na świecie robię skoki "na bombę") i patrzyła na mnie spode łba. Zrobiłem minę niewiniątka i chlapnąłem ją wodą w pysk. Jeszcze przez chwilę była poważna, ale potem zaczęła się śmiać. A ja razem z nią.
<Jackie, skończysz?>
Od Jackie CD Historii Gen'a
Jackie dosłyszała przytłumiony przez drzewa krzyk Gen'a. Pobiegła w tamtą stronę. Stanęła, jak wryta. Eugenides stał tam podtrzymując jakiegoś człowieka. Domyśliła się, że to ten jego przyjaciel.. -' Tylko gdzie jest drugi..?'- przemknęło jej przez głowę.
-Potem ci wyjaśnię, ale teraz sprowadź Groma. Sofos i mag potrzebują pomocy. NATYCHMIAST.
Chłopak osunął się na ziemię.
- Gdzie jest ten drugi?
- Jakieś pół kilometra wzdłuż rzeki, na północ.
- Idę po niego. Po drodze wezwę Groma.. Czy ktoś ich ściga?
- Tak. Ci żołnierze o których ci opowiadałem.
- Grom będzie zachwycony! - powiedziała z uśmiechem. - Do zobaczenia.
Mówiąc to ruszyła pędem do rzeki. Gdy do niej dotarła skierowała się na północ wzywając Groma krzykiem. Pokonała już większą część dystansu, gdy usłyszała odpowiedź; Grom leciał kilka kilometrów nad nią. Wiedział już o wszystkim.
Po chwili smok zaryczał. Dostrzegł starca i dał jej na niego namiary. Skręciła i znalazła mężczyznę leżącego na piachu. Był brudny i wychudzony. Podeszła do niego i sprawdziła, czy oddycha. Żył. Spróbowała go ocucić liżąc go po twarzy. Poruszył się i po chwili otworzył oczy. Grom krążył nad nimi. Starzec był tak wątły i kościsty, że Jackie bez problemu mogłaby go unieść.. gdyby tylko dał radę się utrzymać na jej grzbiecie. Mężczyzna zmierzył spojrzeniem Jackie, a następnie spróbował wstać. Dał radę usiąść, ale nic po za tym. Jeszcze raz spojrzał na Jackie i spytał:
- Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś?
- Jestem Jacklyn, przyjaciółka Eugenidesa. Jesteś bezpieczny. Zabiorę cię stąd.
- Mił.. - urwał. Jego wzrok spoczął na drugim brzegu rzeki. Jackie również spojrzała w tamta stronę. Dostrzegła dość dużą grupę żołnierzy - wilków.. Uśmiechnęła się. -' Grom będzie zachwycony..'- pomyślała.
- Musisz uciekać. Zatrzymam ich - oświadczył staruszek.
- Nie trzeba.. mój przyjaciel to zro.. - teraz to ją przytkało. Wyżej, nad żołnierzami unosiła się czerwonozłota bestia; smok. Prawie dorównywał Gromowi wzrostem i miał zbroję. Grom miał tylko diamentową osłonę na brzuch, ale tamten miał zbroję na całym ciele. Dała o tym znać Gromowi. Nie był zachwycony.
- Mój smok ich zatrzyma. Dasz radę iść, czy wziąć cię na plecy?
Staruszek w odpowiedzi spróbował wstać. Zachwiał się i musiała go podtrzymać.
- Nie dasz rady biec, a oni nas dopadną. - jęknęła Jackie. Kątem oka dostrzegła, jak Grom spada z rykiem i plując ogniem na wrogiego smoka, przyszpilając go przy tym do ziemi. Przygnietli kilku żołnierzy i zaczęli się toczyć. - Wskakuj mi na plecy. Dasz radę się utrzymać?
- Spróbuję.
Przykucnęła, a staruszek usiadł na jej grzbiecie. Podniosła się i jęknęła. Był cięższy, niż się spodziewała. Z trudem ruszyła truchtem. Zasyczała z bólu. Mag wyrywał jej sierść z karku.. Gen wisi jej ogromną przysługę. Przystanęła na skraju lasu i oglądnęła się za siebie. Smoki walczyły, rozsiewając wszędzie płomienie i diamenty. Z czerwonozłotej bestii odpadła zbroja, która leżała teraz wszędzie. Grom miał na pysku i tułowiu kilka niegroźnych ran, natomiast jego przeciwnik mocno krwawił.. Pierwsi z żołnierzy przeprawili się przez bród. Jackie ruszyła pędem przez las. Krzyknęła z całej siły do Groma, odkrzyknął jej i była już spokojna. Powiedział jej, że da radę. Za sobą słyszała pościg, przed sobą miała las.. tyle możliwości do ucieczki! Żołnierze niespecjalnie ją martwili, aż do momentu, gdy znaleźli się parę metrów od niej. Nie da rady uciec ze staruszkiem, ale nie zostawi go na pastwę losu. Skręciła gwałtownie i skierowała się nad jeziorko. Było tam dużo ryb.. i wydr. Na tych ostatnich zależało jej najbardziej, bo kopały norki. Po chwili znalazła odpowiednio dużą norkę i przysiadła. Mag zsunął się z jej pleców.
- Schowaj się w norze i nie wychodź. - wysapała. - Odciągnę ich i wrócę.
Mężczyzna skinął głową i wczołgał się do kryjówki, a wilczyca ruszyła pędem naprzeciw żołnierzom. Najwyraźniej ją zgubili, bo musiała im się pokazać. Jej plan był prosty; odciągnąć ich od starca i terytorium watahy, a potem zgubić. Dostrzegli ją i jeden z nich zamienił się w człowieka.. wymierzył w nią kuszą, którą towarzysz miał wcześniej na plecach. Jęknęła. Wiedziała co to jest i jak to się może skończyć..
- Stój!
Przystanęła, obserwując cały czas faceta z kuszą.
- Jesteś aresztowana za pomoc zdrajcy! - odezwał się jeden z wilków. Był dobrze zbudowany i miał na plecach wyszywaną herbem "pelerynkę".. oprócz tego nie nosił już nic, w przeciwieństwie do innych. Wilczyca uznała, że to musi być dowódca.
- To był zdrajca? - spytała. Udawała, że nic nie wie, by zdobyć trochę czasu. Zrobił krok do tyłu. Za sobą miała drzewo, chciała się za nim ukryć. Bełt był nadal wycelowany w jej pierś, ale nikt chyba nie dostrzegł różnicy w jej położeniu.
- Dobrze wiemy, że go znasz.. i że masz Dar!
- Że co mam?
- Nie przeginaj. - ton dowódcy zabrzmiał groźnie. Wiedziała, że nie zawaha się wydać rozkazu, którego się obawiała. - Jeśli się poruszysz jeszcze jeden raz to zginiesz. - jęknęła w odpowiedzi. Jednak zauważyli.
- Poddaj się, bo strzelę. - warknął człowiek i poprawił chwyt kuszy.
Stała, jak wryta, gdy nagle w krzakach za strzelcem coś się poruszyło. Po chwili na polankę wypadła locha z młodymi. Prawie weszła na kusznika. Była bardzo nieostrożna i mężczyzna musiał uskoczyć. Dziki ruszyły do ucieczki, a kusznik szybko podniósł kuszę.. wystrzelił, ale było za późno. Bełt przeszły powietrze tuż nad uchem Jackie, gdy ta ruszyła pędem przez las. Tym razem była sama, mogła pokazać, na co ją stać w dziedzinie biegania. Szybko zostawiła pogoń w tyle, ale zarówno wyczerpanie, jak i poczucie obowiązku nie pozwoliły jej zgubić napastników. Skierowała się na równiny, w stronę jamy Groma. Tamtejsze góry były wyjątkowo niebezpieczne i zdradliwe.. chyba, ze się je znało. Ledwo przebiegła ostatni dystans, który dzielił ją od lasu na stoku góry. Zaczęła piąć się wzwyż, słaniając się na nogach. Pościg był coraz bliżej. Zakrzyknęła po smoczemu, ale Grom nie mógł jej pomóc. Nadal walczył.. teraz już w powietrzu.. Jackie zastanawiała się nad tym, jak czują się Mag, Gen i ten chłopiec. Ostatnia prosta i wyjdzie na kamienista polankę. Idealne miejsce. Pogoń Był już tylko kilka metrów od niej, gdy wilczyca skręciła gwałtownie w bok. Ruszył wąską ścieżką.. po prawej miała strome zbocze, na którym rosły gęsto drzewa iglaste, a po lewej widziała kontynuację zbocza. Tyle, że bardziej stromą i w dół. Zmusiła swe zmęczone nogi do truchtu.. nie wiedziała, jak wróci do domu. Pogoń zbliżała się coraz bardziej, ale ona wiedziała, gdzie iść. Puściła ostatni, wyczerpujący sprint i zostawiła żołnierzy daleko w tyle. Zeskoczyła ze ścieżki na dół i czołgała się, skulona pod nią w występie skalnym. Góry te były bardzo dziwne.. Ni skaliste, ni zwykłe. Czołgała się powoli, cicho, a nad sobą słyszała człapanie wilków. Czołgała się jeszcze trochę, by mieć pewność, że ją minęli. Po chwili wstała i weszła na ścieżkę. Ruszyła szybko do ścieżki głównej i dalej w dół. Czołganie dało jej chwilę wytchnienia. Nie miała odwagi zaryczeć do Groma. Przez równiny przeszła ostatkiem sił. Stanęła przy rzece, na brzegu było pełno krwi, diamentów i części zbroi smoczej. Byli też martwi żołnierze. Trawa i drzewa wokół były zwęglone i jeszcze ciepłe. Napiła się wody i przeprawiła się przez rzekę. Dostrzegła Groma, który leciał w stronę gór. Najwyraźniej wygrał. Dostrzegł ją i zaryczał. Nie chciał jednak, by odpowiedziała. Nie zrobiłaby tego nawet bez uprzedzenia, ale w porządku. Ruszyła przez las i dotarła do miejsca, z którego wyruszyła. Gen czekał tam, ale bez chłopca.. najwyraźniej wilki z watahy się nim zajęły. Gdy tylko ją zobaczył, podszedł do niej.
- Gdzie mag?
- Nad jeziorem. Nie dałam rady go przynieść. -Jackie ledwo chodziła i była cała podrapana. Krwawiła, bo podczas szalonego pędu kilka razy zaczepiła o dziką różę, malinę lub jeżynę. - Zaprowadzę cię.
- Dasz radę?
Kiwnęła głową i ruszyła. Gen poszedł za nią.
<dokończysz, Gen?>
-Potem ci wyjaśnię, ale teraz sprowadź Groma. Sofos i mag potrzebują pomocy. NATYCHMIAST.
Chłopak osunął się na ziemię.
- Gdzie jest ten drugi?
- Jakieś pół kilometra wzdłuż rzeki, na północ.
- Idę po niego. Po drodze wezwę Groma.. Czy ktoś ich ściga?
- Tak. Ci żołnierze o których ci opowiadałem.
- Grom będzie zachwycony! - powiedziała z uśmiechem. - Do zobaczenia.
Mówiąc to ruszyła pędem do rzeki. Gdy do niej dotarła skierowała się na północ wzywając Groma krzykiem. Pokonała już większą część dystansu, gdy usłyszała odpowiedź; Grom leciał kilka kilometrów nad nią. Wiedział już o wszystkim.
Po chwili smok zaryczał. Dostrzegł starca i dał jej na niego namiary. Skręciła i znalazła mężczyznę leżącego na piachu. Był brudny i wychudzony. Podeszła do niego i sprawdziła, czy oddycha. Żył. Spróbowała go ocucić liżąc go po twarzy. Poruszył się i po chwili otworzył oczy. Grom krążył nad nimi. Starzec był tak wątły i kościsty, że Jackie bez problemu mogłaby go unieść.. gdyby tylko dał radę się utrzymać na jej grzbiecie. Mężczyzna zmierzył spojrzeniem Jackie, a następnie spróbował wstać. Dał radę usiąść, ale nic po za tym. Jeszcze raz spojrzał na Jackie i spytał:
- Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś?
- Jestem Jacklyn, przyjaciółka Eugenidesa. Jesteś bezpieczny. Zabiorę cię stąd.
- Mił.. - urwał. Jego wzrok spoczął na drugim brzegu rzeki. Jackie również spojrzała w tamta stronę. Dostrzegła dość dużą grupę żołnierzy - wilków.. Uśmiechnęła się. -' Grom będzie zachwycony..'- pomyślała.
- Musisz uciekać. Zatrzymam ich - oświadczył staruszek.
- Nie trzeba.. mój przyjaciel to zro.. - teraz to ją przytkało. Wyżej, nad żołnierzami unosiła się czerwonozłota bestia; smok. Prawie dorównywał Gromowi wzrostem i miał zbroję. Grom miał tylko diamentową osłonę na brzuch, ale tamten miał zbroję na całym ciele. Dała o tym znać Gromowi. Nie był zachwycony.
- Mój smok ich zatrzyma. Dasz radę iść, czy wziąć cię na plecy?
Staruszek w odpowiedzi spróbował wstać. Zachwiał się i musiała go podtrzymać.
- Nie dasz rady biec, a oni nas dopadną. - jęknęła Jackie. Kątem oka dostrzegła, jak Grom spada z rykiem i plując ogniem na wrogiego smoka, przyszpilając go przy tym do ziemi. Przygnietli kilku żołnierzy i zaczęli się toczyć. - Wskakuj mi na plecy. Dasz radę się utrzymać?
- Spróbuję.
Przykucnęła, a staruszek usiadł na jej grzbiecie. Podniosła się i jęknęła. Był cięższy, niż się spodziewała. Z trudem ruszyła truchtem. Zasyczała z bólu. Mag wyrywał jej sierść z karku.. Gen wisi jej ogromną przysługę. Przystanęła na skraju lasu i oglądnęła się za siebie. Smoki walczyły, rozsiewając wszędzie płomienie i diamenty. Z czerwonozłotej bestii odpadła zbroja, która leżała teraz wszędzie. Grom miał na pysku i tułowiu kilka niegroźnych ran, natomiast jego przeciwnik mocno krwawił.. Pierwsi z żołnierzy przeprawili się przez bród. Jackie ruszyła pędem przez las. Krzyknęła z całej siły do Groma, odkrzyknął jej i była już spokojna. Powiedział jej, że da radę. Za sobą słyszała pościg, przed sobą miała las.. tyle możliwości do ucieczki! Żołnierze niespecjalnie ją martwili, aż do momentu, gdy znaleźli się parę metrów od niej. Nie da rady uciec ze staruszkiem, ale nie zostawi go na pastwę losu. Skręciła gwałtownie i skierowała się nad jeziorko. Było tam dużo ryb.. i wydr. Na tych ostatnich zależało jej najbardziej, bo kopały norki. Po chwili znalazła odpowiednio dużą norkę i przysiadła. Mag zsunął się z jej pleców.
- Schowaj się w norze i nie wychodź. - wysapała. - Odciągnę ich i wrócę.
Mężczyzna skinął głową i wczołgał się do kryjówki, a wilczyca ruszyła pędem naprzeciw żołnierzom. Najwyraźniej ją zgubili, bo musiała im się pokazać. Jej plan był prosty; odciągnąć ich od starca i terytorium watahy, a potem zgubić. Dostrzegli ją i jeden z nich zamienił się w człowieka.. wymierzył w nią kuszą, którą towarzysz miał wcześniej na plecach. Jęknęła. Wiedziała co to jest i jak to się może skończyć..
- Stój!
Przystanęła, obserwując cały czas faceta z kuszą.
- Jesteś aresztowana za pomoc zdrajcy! - odezwał się jeden z wilków. Był dobrze zbudowany i miał na plecach wyszywaną herbem "pelerynkę".. oprócz tego nie nosił już nic, w przeciwieństwie do innych. Wilczyca uznała, że to musi być dowódca.
- To był zdrajca? - spytała. Udawała, że nic nie wie, by zdobyć trochę czasu. Zrobił krok do tyłu. Za sobą miała drzewo, chciała się za nim ukryć. Bełt był nadal wycelowany w jej pierś, ale nikt chyba nie dostrzegł różnicy w jej położeniu.
- Dobrze wiemy, że go znasz.. i że masz Dar!
- Że co mam?
- Nie przeginaj. - ton dowódcy zabrzmiał groźnie. Wiedziała, że nie zawaha się wydać rozkazu, którego się obawiała. - Jeśli się poruszysz jeszcze jeden raz to zginiesz. - jęknęła w odpowiedzi. Jednak zauważyli.
- Poddaj się, bo strzelę. - warknął człowiek i poprawił chwyt kuszy.
Stała, jak wryta, gdy nagle w krzakach za strzelcem coś się poruszyło. Po chwili na polankę wypadła locha z młodymi. Prawie weszła na kusznika. Była bardzo nieostrożna i mężczyzna musiał uskoczyć. Dziki ruszyły do ucieczki, a kusznik szybko podniósł kuszę.. wystrzelił, ale było za późno. Bełt przeszły powietrze tuż nad uchem Jackie, gdy ta ruszyła pędem przez las. Tym razem była sama, mogła pokazać, na co ją stać w dziedzinie biegania. Szybko zostawiła pogoń w tyle, ale zarówno wyczerpanie, jak i poczucie obowiązku nie pozwoliły jej zgubić napastników. Skierowała się na równiny, w stronę jamy Groma. Tamtejsze góry były wyjątkowo niebezpieczne i zdradliwe.. chyba, ze się je znało. Ledwo przebiegła ostatni dystans, który dzielił ją od lasu na stoku góry. Zaczęła piąć się wzwyż, słaniając się na nogach. Pościg był coraz bliżej. Zakrzyknęła po smoczemu, ale Grom nie mógł jej pomóc. Nadal walczył.. teraz już w powietrzu.. Jackie zastanawiała się nad tym, jak czują się Mag, Gen i ten chłopiec. Ostatnia prosta i wyjdzie na kamienista polankę. Idealne miejsce. Pogoń Był już tylko kilka metrów od niej, gdy wilczyca skręciła gwałtownie w bok. Ruszył wąską ścieżką.. po prawej miała strome zbocze, na którym rosły gęsto drzewa iglaste, a po lewej widziała kontynuację zbocza. Tyle, że bardziej stromą i w dół. Zmusiła swe zmęczone nogi do truchtu.. nie wiedziała, jak wróci do domu. Pogoń zbliżała się coraz bardziej, ale ona wiedziała, gdzie iść. Puściła ostatni, wyczerpujący sprint i zostawiła żołnierzy daleko w tyle. Zeskoczyła ze ścieżki na dół i czołgała się, skulona pod nią w występie skalnym. Góry te były bardzo dziwne.. Ni skaliste, ni zwykłe. Czołgała się powoli, cicho, a nad sobą słyszała człapanie wilków. Czołgała się jeszcze trochę, by mieć pewność, że ją minęli. Po chwili wstała i weszła na ścieżkę. Ruszyła szybko do ścieżki głównej i dalej w dół. Czołganie dało jej chwilę wytchnienia. Nie miała odwagi zaryczeć do Groma. Przez równiny przeszła ostatkiem sił. Stanęła przy rzece, na brzegu było pełno krwi, diamentów i części zbroi smoczej. Byli też martwi żołnierze. Trawa i drzewa wokół były zwęglone i jeszcze ciepłe. Napiła się wody i przeprawiła się przez rzekę. Dostrzegła Groma, który leciał w stronę gór. Najwyraźniej wygrał. Dostrzegł ją i zaryczał. Nie chciał jednak, by odpowiedziała. Nie zrobiłaby tego nawet bez uprzedzenia, ale w porządku. Ruszyła przez las i dotarła do miejsca, z którego wyruszyła. Gen czekał tam, ale bez chłopca.. najwyraźniej wilki z watahy się nim zajęły. Gdy tylko ją zobaczył, podszedł do niej.
- Gdzie mag?
- Nad jeziorem. Nie dałam rady go przynieść. -Jackie ledwo chodziła i była cała podrapana. Krwawiła, bo podczas szalonego pędu kilka razy zaczepiła o dziką różę, malinę lub jeżynę. - Zaprowadzę cię.
- Dasz radę?
Kiwnęła głową i ruszyła. Gen poszedł za nią.
<dokończysz, Gen?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)