-Co? - otrząsnąłem się z zamyślenia. - Nie, wszystko w porządku. Po prostu... zamyśliłem się.
-No dobra, skoro tak mówisz - mruknęła Harytia i ruszyliśmy dalej.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Spacerowaliśmy po terenach watahy, słuchając śpiewu ptaków i nawoływań leśnych zwierząt.
Po jakimś czasie zawędrowaliśmy na plażę. Usiadłem na piasku, a Harytia zrobiła to samo. Wpatrywaliśmy się w morze. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w uspokajający szum fal, rozbijających się o brzeg. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów byłem spokojny.
Sielanka nie trwała jednak długo. Z myśli wyrwało mnie warczenie. Uniosłem powieki i błyskawicznie zwróciłem się w stronę, z której dobiegało. W naszą stronę pędził Lexer.
Chciałem usunąć mu się z drogi, ale zrobiłem to o ułamek sekundy za późno. Basior przygniótł mnie do ziemi i wrzasnął ze wściekłością:
<Co wrzasnąłeś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz