-Dziękuję za pomoc - powiedziałem, kiedy stanęliśmy już na klifie.
-Nie ma za co - odparła.
Przez chwilę panowała cisza. Napawałem się widokiem nieba, które tak długo zasłaniały mi posplatane gałęzie drzew w lesie i moimi myślami znów zawładnął mag i Sofos.
-Z jakiej jesteś watahy? - spytała po kilku minutach.
-Z żadnej. -A chcesz dołączyć do mojej?
-Jeśli nie będzie to zbyt zobowiązujące. Jestem złodziejem. Chodzę własnymi ścieżkami.
-Z-złodziejem? - szczęka jej opadła.
-Zadziwiające, prawda? - zaśmiałem się. - Jestem najlepszym złodziejem, jaki stąpał po tej ziemi. Okradłem samych Bogów. Mógłbym zwinąć ci sprzed nosa dosłownie wszystko. Nastała cisza.
-To jak, ciągle chcesz mnie w swojej watasze? - spytałem.
<No, właśnie, chcesz mnie w swojej watasze, Harytia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz