środa, 30 stycznia 2013

Od Gen'a


Pościg był tuż za mną. Zmieniłem się w wilka i rzuciłem do ucieczki, a Dar Hamiatesa obijał się o moją pierś.
Żołnierze Sounisa byli tuz za mną. Pędziłem jak szalony, ledwie omijając skały wystające z ziemi.
Nagle przed sobą zobaczyłem ścianę lasu. Obejrzałem się na moich prześladowców. Dzieliło ich ode mnie zaledwie około stu metrów, a ta odległość malała z każdą sekundą. Moją jedyna szansą było ukrycie się między drzewami, ale gdyby mnie tam otoczyli, byłbym bez szans.
Przyspieszyłem. Ostatkiem sił dobiegłem do drzew i wpadłem między nie. Zmieniłem się w człowieka i wspiąłem się na najbliższy dąb. Ukryty między jego liśćmi, byłem względnie bezpieczny. Nie powinni mnie tu wyczuć, bo ich zmysł powonienia był przytępiony przez ciągłe wojny.
Usadowiłem się wygodnie w rozwidleniu konarów i oparłem głowę o jedną z gałęzi. Siedziałem tak przez dłuższy czas, czekając aż pościg da sobie spokój i odejdzie.
W końcu zniknęli. Poczekałem jeszcze jakąś godzinę, żeby upewnić się, że nie wrócą, i zszedłem na ziemię. Byłem wykończony. Posiadanie Daru Hamiatesa było wielkim ciężarem. Miałem zamiar wrzucić go do jakiegoś strumyka przy najbliższej okazji, ale miałem świadomość, że mag trzepnąłby mnie za to w głowę tym swoim sygnetem, który zawsze miał na ręce jako człowiek.
No właśnie, mag. Co się stało z nim i z Sofosem? Czy pościg zabrał ich przed oblicze Alfy? Czy poddawano ich teraz torturom? A może już nie żyli?
Trawiony wyrzutami sumienia, że zostawiłem ich na pastwę losu, a właściwie to na pastwę Sounisa, ruszyłem przez las. Gałęzie chłostały mnie po twarzy, bo nie chciałem zmieniać się z powrotem w wilka, ale wiedziałem, że prędzej czy później będę do tego zmuszony. Przedzierałem się więc przez gąszcz drzew, zmierzając w nieznanym kierunku.
Kiedy wyszedłem na wolną przestrzeń, byłem podrapany i pokaleczony, a moje ubranie było w strzępach, delikatnie mówiąc. Słaniałem się na nogach. Musiałem odpocząć. NATYCHMIAST.
Nagle nad sobą usłyszałem dziwny krzyk. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem ogromny, skrzydlaty kształt, pikujący w moją stronę. Nie miałem jednak siły by choćby zmienić się w wilka.
-O Bogowie – mruknąłem jedynie i osunąłem się na ziemię. Ostatnie, co zarejestrował mój przepracowany mózg to fakt, iż szpony tego dziwnego kształtu zaciskają się wokół mojego ciała i unoszą wysoko w górę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz