-Och,
nic - powiedziałem, przestając się w końcu śmiać. Samica spojrzała na
mnie z pogardą. Pewnie myślałam, że śmieszył mnie jej wygląd, czułem się
więc w obowiązku wyjaśnić:
-Och, to nie z ciebie, nie martw się - powiedziałem i nachyliłem się, by się napić. Dar Hamiatesa zadyndał nad wodą, więc szybko przycisnąłem go łapą do piersi w nadziei, że Jackie nic nie zauważyła. -Co to? - spytała, najwyraźniej bardzo zaciekawiona. Kurcze, pomyślałem, czyli jednak jest bardziej spostrzegawcza niż większość wilków. -Dar Hamiatesa - mruknąłem. -Co? -Dar Hamiatesa - powtórzyłem, prostując się i patrząc na nią. -Czyj?! - nie załapała. -H a m i a t e s a - przeliterowałem wolno. Większość wilków nie łapała tejgo imienia od razu, byłem więc przyzwyczajony. -A kto to? - uniosła brew. -Bóg. Teraz to ona zaczęła się śmiać. -Czyli mam rozumieć, że zwykły złodziej jest wybrankiem Bogów? - spojrzała na mnie jakby to był żart. -Po pierwsze, nie "zwykły" złodziej. Jestem najlepszym złodziejem, jaki kiedykolwiek stąpał po tej ziemi. Noszę imię boga złodziei. Potrafię ukraść WSZYSTKO. I to nie są tylko puste przechwałki! - inna sprawa, że lubię się przechwalać, ale to, co jej powiedziałem, było szczerą prawdą. - Zwinąłem Dar Hamiatesa samym Bogom! -Udowodnij! Pokazałem jej kamień wiszący na mojej szyi. W świetle słońca widać było wielki szmaragd, ukryty w jego wnętrzu. Jackie zrzedła mina. -Teraz mi wierzysz? - spytałem cicho, a ona pokiwała głową. <Jackie, skończysz?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz